Autorzy serialu dokumentalnego Zeitgeist, najbardziej popularnego filmu dokumentalnego w polskim Internecie, na tapetę wzięli dwie walące się wieże 11 września roku 2001. Ich hipoteza: wieże Word Trade Center wcale nie runęły w wyniku uderzenia samolotu, Mało kto wie, że zwaliły się nie dwie, ale trzy wieże. Zwaliła się także mniejsza wieża nr 7, niej wysoka- tylko 47 pięter, w którą nic nie trafiło! Czy zawaliła się od pożaru, jak wyjaśnia rządowy, jednogłośnie przyjęty dokument?
Rządowy raport usiłuje przekonać że dwa samoloty, ten który uderzył w Pentagon i ten który spadł koło Shankaville, w istocie wyparowały od temperatury. Jakżeż więc mogły spłonąć ważące 12 ton tytanowe i stalowe elementy silników Rolls-Royce’a, w które wyposażone były oba samoloty? Porównanie zdjęć z Shankaville i innych katastrof samolotów nie pozostawia wątpliwości: rząd USA kłamie.
Tego dnia, akurat tego dnia, miały miejsce ćwiczenia antyterrorystyczne. Porywano i uprowadzano samoloty na potęgę- aż 22, myśliwców było zaś 8. Kontrola przestrzeni powietrznej normalnie po minucie po zboczeniu z wyznaczonego kursu zgłasza ten fakt panom od samolotów myśliwskich. Normalnie w ciągu 10 minut od zgłoszenia dolatują do uprowadzonego samolotu- rok wcześniej nie zawiedli ani razu na ponad 60 przypadków. Zaś 11-go września zawiedli w 4 przypadkach, ba, zajęło im dłuuugie 80 minut nim coś wystartowało…
Budynek został rozmyślnie zniszczony przez odpowiednie rozmieszczenie materiałów wybuchowych. Wywiadu udzielają konstruktorzy budynku, którzy zarzekają się że zbudowali go odpornego na uderzenie boeinga, ponadto po zawaleniu się budynku powinny pozostać arcysilny szkielet 47 stalowych kolumn na których budynek się opierał. Budynki te zawaliły się niemal z prędkością swobodnego lotu kuli bilardowej! Piętra zawalały się z prędkością 10-ciu na sekundę!
Profesor fizyki zastanawia się jak mogły zawieść stalowe kolumny, i „puszczać” równocześnie? Wg niego zostały one pocięte. Pan od wyburzeń pokazuje jak ucina się kolumny pod kątem. Ba, w materiale sfilmowanym po katastrofie wyraźnie widać kolumnę przeciętą pod kątem. Ba, przez 6 tygodni temperatura w rumowisku dochodziła do 1100 stopni C, o 260 więcej niż w przypadku pożaru paliwa lotniczego! Gorąca stal płynęła rynsztokami i kanałami, jak lawa z wulkanu.
Podaje się teorię użycia termitu jako materiału wybuchowego. Analiza mikroskopem elektronowym szczątków ruin to potwierdza, znaleziono także ślady innych substancji stosowanych do burzenia budynków. A budynek nr 7, to, jak pokazuje analiza filmów i opinie ekspertów, fachowe wyburzanie budynków w centrach miast tak by oszczędzić sąsiednie gmachy oddalone tylko o kilka metrów. Najpierw wysadzono centralne kolumny, a potem dopiero ściany boczne.
Wypowiadają się pracownicy WTC, którzy przeżyli wybuchy w piwnicy, podczas gdy samolot uderzył w górne piętra. Udzielający wywiadu mówią o drugiej eksplozji, o tym jak słyszeli „bum bum bum bum”, głos jaki daje szereg po sobie następujących eksplozji. Inny porównuje to do głosu jaki daje karabin maszynowy, potem mówi o trzech eksplozjach.
11 września rano oficjele rządowi jedli śniadanie z pakistańskim generałem, Mahmoudem Ahmadem, tym samym który wg treści tego filmu poprosił Achmeda Sheika o wysłanie porywaczom 100 tysięcy dolarów transferem. Nazwisk porywaczy nie było na listach pasażerów, ba, nie było żadnych arabskich nazwisk. Paszport jednego z porywaczy znaleziono rzekomo w ruinach. Jak było to możliwe że z tak gorącej eksplozji z której nie pozostało wiele poza potopioną stalą, przetrwał paszport? Ba, później okazało się że ów zamachowiec żyje, jak co najmniej 6 z 19-osobowej grupy!
Jim Bath to osoba która była przyjacielem rodziny Bushów, jak i pracownikiem rodziny Bin Ladenów. Bush senior podróżował w latach 1998 i 2000 na spotkania z rodziną Bin Ladenów w imieniu firmy Carlyle Group, ba, spotkał się ze starszym bratem Osamy rankiem 11 września. Owa firma to jedna z największych zbrojeniowych potęg świata.
Hani Hanjour, ten który miał rzekomo wlecieć boeingiem w ścianę Pentagonu dokonując w tym celu spiralnego skrętu o 270 stopni, podobno wcale nie umiał latać- tak wypowiadają się pracownicy szkoły pilotów. Inni z nich twierdzą że był potwornie nieudolnym pilotem. Mówią że są w szoku że był on w stanie pilotować i jeszcze trafić w Pentagon. Ba, w którego zgliszczach nie ma bagaży, siedzeń, blachy, tytanu z silników, tylko cegły! Jakiż to płomień mógł spowodować odparowanie tytanu, a pozostawić nadpalone szczątki ofiar?
Jakiś to wniosek płynie z owego arcypopularnego serialu? Kto ma media, ten ma władzę do dyktowania swojej wersji historii- ja przez lata bowiem słyszałem inną wersję tego zdarzenia. Ów film historyczny świadczy że można dokonać gigantycznego spektakulum dla całego świata. Prawdę o tych wydarzeniach zna chyba tylko garstka ludzi, którzy zapewne nigdy nie odpowiedzą przed sądem za to że coś zataili. Być może prawdą jest przekaz płynący z „Nightwatching” Petera Greenawaya: "Życie jest ciężkie, niesprawiedliwe, brutalne, rozczarowujące, nie do zniesienia. Nie ma sprawiedliwości i nigdy jej nie będzie".
„Zeitgeist”, odcinek II, Świat jest sceną
Link http://video.google.pl/?ie=UTF-8&hl=pl&tab=wv, UWAGA: odcinek ten zaczyna się od 37-mej minuty.
„Niewygodne fakty”, inny arcypopularny film w polskiej sieci:
http://video.google.pl/?ie=UTF-8&hl=pl&tab=wv
Kupujmy więcej przedmiotów, będziemy szczęśliwi. Przynajmniej taki przekaz jest wpajany milionom widzów różnych kanałów.
Żyłem w kilku różnych krajach. Wszędzie tam były obecne pewne "postmaterialne" idee, poza Polską. Jak mi ironicznie opowiadali różni kontestatorzy współczesności Polska jest takim krajem gdzie babinka kupuje sobie reklamowany w telewizji produkt i oczekuje że jedząc go będzie szczęśliwsza. Propagandę komunistyczna zastąpiła lepiej robiona propaganda szczęśliwości osiąganej dzięki zakupom. Oczywiście, często w istocie jesteśmy szczęśliwsi dzięki zakupom, ale w momencie gdy zamieniamy dobry produkt na inny nieco lepszy to już przekraczamy pewną granicę marnotrawstwa.
Niewiary w komercyjny świat produktowej szczęśliwości uczy wielu alternatywnych twórców ale ci dla komercyjnego mainstreamu są wrogami. Często przedstawia się ich jako społeczne śmieci, degenertów. Dzieci chowa sie pod kloszem, byle tylko nie miały styczności z całą kontestacją „kupnej” szczęśliwości. Zresztą te środowiska alternatywne nie są duże. W Polsce zresztą już ich prawie nie ma, dość prozaicznie wybyły za granicę w poszukiwaniu lepszej pensji. Nawet wrogowie komercji nie chcieli tu pracować za 1/6 stawki na wyspach.
Co robią,jak żyją ci wrogowie współczesnej komercjalizacji? Telewizory zanieśli do piwnic już wieki temu. Nie korzystają z mainstreamowych mediów, szperają w Internecie w poszukiwaniu interesujących ich informacji. Po pracy chodzą na imprezy zaludniając wszelkiej maści kluby. Żyją w grupach, słuchają niekomercyjnych gatunków muzyki. Latem potrafią wyruszyć w bardzo dalekie podróże za niewielkie pieniądze.
Aby zrozumieć Polskę, trzeba mieszkać w Warszawie. Z Zachodu Polski tego nie widać. Tam jest często już normalnie- chodniki, ulice, domy – im bliżej Niemiec niż Polski. Z tamtej perspektywy Polska wydaje się normalnym krajem, z normalną demokracją etc.
Ten czar pryska w Warszawie. Miasto trzeciego świata, wielka prowizorka bud i straganów pomiędzy normalnymi budynkami. Upadłe centrum miasta, z Chmielną- deptakiem zamienionym w podły slums.
A przede wszystkim ludzie. Ci warszawscy są inni- nie tworzą społeczności, jak ludność miast na zachodzie Polski. Są bardziej konserwatywni, przy nich zachodnia Polska wydaje się ultraliberalnym rajem. Do Warszawy „nie doszło” wiele z idei i zachowań które przedarły się przez polską granicę.
Uważam siebie za ofiarę polskiego pr-u. Gdybym wiedział, w jakim stanie jest ten kraj, przenigdy nie wracałbym z Wielkiej Brytanii. Ale niestety, z perspektywy polskiej zachodniej prowincji tego nie widać. Byłem głupi.
Jesteśmy krajem, w którym rządzą posiadający wpływy w mediach. Myślicie że jak wyślecie tekst do działu opinii jakiejś gazety tak jak inni autorzy, to on się ukaże? Bzdura, to przywilej dostępny nielicznym mającym wtyki, znajomości, powiązania. Media rządzą światem, determinują to o czym myślą ludzie poprzez mechanizm przypominania poszczególnych tematów, układania tzw. agendy- kolejności tematów jakie poruszają, promowania najważniejszych problemów. W moim mieście politycy kontrolują 90 % mediów poprzez system dotacji dla lokalnej kablówki czy miesięczników, czy bezpośredniej kontroli w ramach mediów publicznych.
Dodatkowo o naszym losie decyduje konserwatywny elektorat z mniejszych miast, miasteczek, wiosek bardzo ludnego południa Polski: Galicji, kraju bardzo tradycyjnego. Nie jesteśmy krajem w którym landy decydują same o swoich prawach, jak np. RFN, w którym każdy land ma inne prawa odnośnie narkotyków miękkich. Jesteśmy krajem, w którym mądrzy, inteligentni ludzie: naukowcy, specjaliści, nie mają de facto żadnego wpływu na władzę. I nie mogą mieć, ponieważ zwykle mają inny światopogląd, nie pasujący do światopoglądu władz. Do mediów publicznych czy prywatnych tych o odmiennym światopoglądzie nawet się nie zaprasza.
Zostają ci naukowcy którzy pasują światopoglądowo, ale zwykle też w dziedzinie nauki prezentują podobną otwartość na nowe prądy i poglądy. Na Zachodzie Europy nie mieliby szans nie znając języków i mając niskie kwalifikacje.
Jesteśmy, podobnie jak Bułgaria i Rumunia, krajem z którego uciekają elity intelektualne, dodatkowo oprócz tych dwóch krajów jesteśmy najbiedniejszym krajem w Unii Europejskiej. Czechy czy rządzona przez liberałów Estonia są dziś o połowę zamożniejsze. O tym się nie mówi w mediach, bo ci którzy zostają, nie chcą podkopywać swojej pozycji. Każdy, kto dostrzeże różnice między Polską a Zachodem Europy, widzi przepaść tak wielką, że jedyne co pozostaje, to emigracja.
Polski PR głosi że Polska to kraj normalny, gdzie kariera w zachodnim stylu jest możliwa. Bzdura, przekona się o tym każdy kto kiedykolwiek spojrzał bliżej w oszustwo polskiego systemu. Brak konkursów czy to na stanowiska zawodowe czy naukowe, wszechogarniająca Vetternwirtschaft, „gospodarka krewnych i znajomych”, jedna wielka sitwa, mafia układów i układzików.
Polskie gazety, od „Przekroju” i „Wyborczej” do „Dziennika” czy „Rzeczpospolitej” perfidnie nas zwodzą. Dziennikarze zapewne myślą że „pudrując” rzeczywistość ratują nasz kraj przed masową emigracją wszystkiego co ma mózg, podczas gdy po prostu od lat zmiatają problemy pod dywan. Efektem jest brain drain, emigracja kapitału ludzkiego, który jest zbyt inteligentny by łyknąć zwykły PR.
O telewizji nie ma sensu mówić- w kraju w którym podlega ona pod polityków prawdziwa wolność słowa jest tylko w prasie. Telewizja i jej treści to wynik „prasowych walk”, bo tylko ten rynek jest wolny od politycznej kontroli, choć nie do końca, jak w przypadku „Reczpospolitej” mającej 49-% udział rządu w kapitale.
Gdybym wiedział jaka jest Polska widziana z tej warszawskiej perspektywy- , nigdy by mi przez głowę nie przeszła myśl powrotu z emigracji.
Ale no cóż, media sieją PR. Aby zrozumieć Polskę, trzeba przyjechać do Warszawy. Praga, Budapeszt, to europejska elegancja, Warszawa to azjatycki burdel, jarmark „Azja”. A ja siedzę w nim.
Jah Bless, i dwa razy pomyślcie czy wracać z emigracji jak już wyjedziecie.
(treść starego zaproszenia na Marsz Wyzwolenia Konopiii)
Znani ekonomiści, laureaci nagrody Nobla- Milton Friedman (historia i teoria monetaryzmu, polityka stabilizacyjna), Georgre Akerlof (asymetria dostępu do informacji, autor artykułu "The Market for Lemons: Quality Uncertainty and the Market Mechanism", opublikowanym w Quarterly Journal of Economics in 1970) oraz Vernon Smith (ekonomia eksperymentalna) popierają zakończenie prohibicji marihuany i traktowanie jej na równi z innymi substancjami: alkoholem i tytoniem. Pełna lista kilkuset ekonomistów apelujących do rządu USA o zniesienie sankcji wobec osób ją konsumujących znajduje się tu: http://www.prohibitioncosts.org/endorsers.html
Ekonomiści domagają się rozpoczęcia uczciwej i otwartej debaty na temat prohibicji marihuany. Istniejące dowody sugerują że prohibicja ma minimalne zalety, może jednakże powodować ogromne szkody.
Zapraszam Państwa do wzięcia udziału w naszej dorocznej paradzie „Marsz Wyzwolenia Konopii” w tą sobotę, dnia 17 maja 2008 o godzinie 16 (rozpoczęcie marszu pod Pałacem Kultury i Nauki). Mają Państwo szansę zobaczyć, że konsumenci marihuany nie są wykolejeńcami, pasożytami, nicnierobami. Są wśród nich także zwykle osoby twórcze, bardzo towarzyskie, mające zwykle dość produktywne drogi życia, choć z pewnością bardziej liberalne obyczajowo. Przeczy to stereotypom usilnie podtrzymywanym przez polskie konserwatywne gazety i inne media. Cenzura i manipulowanie informacjami, jakiego się dopuszczają dziennikarze tego kraju, o paleniu marihuany nie pisząc nic, jest być może realizacją jezuickiej maksymy „celu uświęcającego środki” i konserwatywnej ideologii nie dającej ludziom prawa do wolności i decydowania o swoim postępowaniu. Ekonomiści uznają jedkaże ludzi jako racjonalnych na zasobie informacji jakim dysponują.
Ja sam popieram legalizację marihuany, znając przez 12 lat jej regularnego palenia jej skutki, możliwe niebezpieczeństwa wynikające z przesadnej konsumpcji, przed którą przestrzegam, oraz znając działanie innych substancji: alkoholu i papierosów. Być może ta wiedza nie jest niektórym po prostu dostępna i stąd te osoby mają inny zasób informacji, w wyniku czego np. prasa cenzuruje tego typu akcje i uniemożliwia ludności zdobycie wiedzy prezentującej odmienne poglądy od stereotypowych uprzedzeń Przez to szerzą się represje wobec osób mających inne poglądy, są one karane sądownie za coś co np. w Czechach jest legalne (posiadanie oraz hodowla marihuany na własny użytek) i skazywane na wyroki do 5 lat więzienia.
----
17 maja 2008 roku organizujemy wielką wielotysięczną manifestację mającą na celu zmianę prawa o marihuanie w Polsce. Jest to temat który jest jednym z kolejnych wielkich polskich tabu. Na temat marihuany i jej szkodliwości w Polsce dominują same uprzedzenia, podsycane przez konserwatywne media i konserwatywnych katolickich polityków. W Polsce konserwatyści wykorzystują organy Państwa do prowadzenia Inkwizycji XXI wieku na skalę nieznaną nigdzie w Europie Zachodniej.
To jak rzeczywiście szkodliwa jest marihuana, można sprawdzić w tych wg mnie bardzo wiarygodnych publikacjach:
http://www.merck.com/mmpe/sec15/ch198/ch198j.htmlhttp://www.bbc.co.uk/science/hottopics/cannabis/https://hyperreal.info/bbc_cannabis_mniej_szkodliwa_niz_papierosy
Ostatnio tak sobie grzebałem po polskich forach dla rasta (jest ich trochę, na gronie jest kilka, w sieci są co najmniej ze 4, często przyklejone do forów o reggae etc). Ogólnie to w Polsce mało kto dobrze wie o co w rasta chodzi, ale na szczęście są tam (rzadcy) ludzie którzy chyba coś kminą.
Niestety nie wszystko: nawet sposób w jaki to określają ”rastafarianizm” świadczy o dziwnym poczuciu tego czym jest rasta, bo rastamani unikają jak mogą słów zakończonych na –izm, które wymyślili ludzie by stworzyć podziały w społeczeństwie poprzez –izmy i –schizmy. Słowa „rastafarianizm” unikają w szczególności, bo uważają że przezwyciężyli podziały. Ja tego „izmu” też nie trawię, ale niestety, ten słowny potwór żyje własnym życiem.
Najtrudniejszym testem dla różnych forumowych rastamanów jest przebrnięcie przez temat Haile Sellasie I. Na ogół mało kto słyszał o proroctwie Markusa Garveya:
„Spójrzcie na Afrykę, na koronację Czarnego Króla; on będzie Odkupicielem”.
Oczekiwanie na Mesjasza było wywołane przepowiedniami z Apokalipsy o przyjściu Mesjasza pod postacią Lwa Judy z rodu Dawida (Apokalipsa 5:5). Ruch Rastafari wg niektórych źródeł narodził się w momencie gdy żołnierze etiopskiej partyzantki pod wodzą Ras Abede Aregai obiecali nie ścinać włosów póki „Lew Judy”, cesarz Haile Selassie, nie wróci na tron.
Oto słowa jakie wypowiedział 225 Cesarz Etiopii, Król Królów i Pan Panów, Zwycięski Lew z Plemienia Judy, Haile Selassie I
„Musimy przestać mylić religię z duchowością. Religia to zbiór zasad, reguł i
rytuałów stworzonych przez ludzi których zamiarem była duchowa pomoc ludziom. Z
powodu ludzkiej niedoskonałości religia stała się skorumpowana, polityczna,
dzieląca, stała się narzędziem do walki o władzę. Duchowość to nie teologia albo
ideologia. To po prostu droga życia, czysta i pierwotna jak dana przez
Najwyższego. Duchowość to sieć łącząca nas z Najwyższym, z wszechświatem i do
siebie nawzajem!”
„Nikt nie powinien kwestionować wiary innych, bo żadna istota ludzka nie może
oceniać dróg Boga.”
„Póki filozofia która wywyższa jedną rasę a inną
poniża, nie zostanie ostatecznie i permanentnie skompromitowana i opuszczona,
póki nie będzie już obywateli pierwszej czy drugiej kategorii jakiejkolwiek
narodowości, kiedy kolor skóry człowieka nie będzie miał większego znaczenia niż
kolor jego oczu, i kiedy podstawowe prawa człowieka będą jednakowo gwarantowane
dla wszystkich bez względu na rasę; dopóki ten dzień nie nastąpi, marzenie o
światowym pokoju i światowym poczuciu obywatelstwa oraz o rządach światowej
moralności nie pozostanie niczym więcej jak krótkotrwałą ułudą, tropioną ale
nigdy nie osiągniętą.”
Nie wiem, jestem zmęczony tą dyskusją na różnych forach o tym, kim tak naprawdę był cesarz. Uważam że każdy musi to czuć na swój sposób i każdy ma prawo do własnej opinii. Nie ma sensu o tym rozmawiać i tworzyć nowe podziały starając się to ubrać w terminy i słowa, bo każdy to widzi na swój sposób. Ważne jest jednak by ludzie mieli choć trochę wiedzy jeśli chcą najeżdżać i krytykować to że ktoś jest rasta, i jeszcze w dodatku białym rasta, co szczególnie szokuje różnych kolorystów.
Ludziom brakuje szacunku. Wiele razy mi się zrobiło nieco smutno gdy zobaczyłem z jakim lekceważeniem pisali swoje posty krytykując rzeczy które są dla mnie cenne, a o których często wiedzą zbyt mało by móc mieć moralne prawo do ich krytyki. Ja uważnie czytałem o różnych filozofiach i religiach i droga rasta wydała mi się najwłaściwsza. Na koniec chciałbym zacytować Aldousa Huxley’a na którego cyctat trafiłem gdy zacząłem wieki temu grzebać po necie w poszukiwaniu czegoś o rasta. Cytat ten mocno na mnie wówczas wpłynął:
''Chciałem zmienić świat. Doszedłem jednak do wniosku, że można jedynie być
pewnym ze zmienienia samego siebie.''
Hallelu-Jah.
Kiedyś, dawno temu, byłem konserwatywny w poglądach. Pamiętam, jak kiedyś uważałem że wszystko wiem najlepiej, że inni wokół mnie są głupsi, że są w błędzie, a tylko ja wiem najlepiej. Przy tym jak na swój wiek byłem dość oczytany, tak mnie ukształtowało dzieciństwo mola książkowego żyjącego w oddalonym domku na przedmieściach.
Dziś, z perspektywy czasu wiem że byłem, jak to mówią rastamani, „educated fool”, wykształconym głupkiem. Czego mi brakowało, i być może po dziś dzień brakuje, to życiowej pokory, umiejętności słuchania innych. Nawet dziś znów to wyszło na treningu sztuk walki.
Pamiętam, jak opuściłem rodzinny dom i przeniosłem się do internatu w wieku lat nastu. Konserwatywni rodzice wpoili mi pewien podział na złych i dobrych. Moi nowi koledzy z internatu byli właśnie tymi „złymi”, klęli tak że czerwieniłem się przy nich ze wstydu. Ale szybko okazali się być strasznie szczerymi i uczciwymi ludźmi. Cała nauka wpojona w rodzinie, że ludzie noszący sie tak i tak, ubierający takie a nie inne ciuchy są źli, wzięła w łeb.
Ja nagle z bycia „najmądrzejszym” doszedłem do strasznego wniosku, ile to radości straciłem mogąc mieć fajnych przyjaciół spośród osób które uważałem ongiś za „brudasów”, a w rzeczywistości byli to ciekawi i obyci ludzie, taka nastoletnia bohema. Miałem mało przyjaciół, nigdzie nie bywałem, po przyjściu ze szkoły siedziałem w domu.
Pamiętam, jak wówczas czytywałem konserwatywne gazety codzienne, przynoszone do domu przez ojca z biura. W wielkim skrócie, stało tam że jakaś część społeczeństwa, młodzieży, to brudasy, degeneraci. Pomiatałem więc nimi tak jak pomiatano nimi w koserwatywnej prasie codziennej, której publicyści rysowali linie podziału świata na dobrych i złych, mądrych i głupich. Dziś wiem, że swymi podziałami wprowadzali i może jeszcze wprowadzają ludzi w błąd.
Ten cały świat upadł jeszcze w gimnazjum i liceum, a potem odzedł w zapomnienie na studiach. W Internacie słuchaliśmy Paktofoniki o tym że „ja to ja to jasne jak dwa razy dwa”, że „fason swój dobieram sam jak staruszka korale”. Tak, dobrze pamiętam te słowa:
„Jest pewien Smok, który nie jest gadem.
Podąża śladem serca, a nie za stadem.
Jego skronie ozdabia tkany wolnością diadem”
Przy takich słowach paliliśmy nasze pierwsze spliffy, poznawaliśmy się nawzajem. Lata później, na drugim roku studiów poznałem K., rastucha który nauczył mnie grać na bębnach, tańczyć, bawić się. Przez niego dowiedziałem się o rasta. Przedtem chodziłem do kościoła, traktowałem obrzędy jako obowiązek, a kościół jako miejsce gdzie jest Bóg. Modliłem się do złotego ołtarza, klepałem modlitwy jak zaklęcia mające dać mi pomyślność Boga. To było jakieś puste, za całymi tymi obrzędami nie było tego osobistego stosunku do siły wyższej, ktory poznałem dopiero przez rasta.
Dziś po prostu postępuję dobrze, chwalę Jah przez swoje postępowanie, bo Jah jest wszędzie, nie tylko w kościele. Jestem weganem od paru lat, nie piję nawet mleka. Jem wg typowej dla rastamanów diety Ital, żywię się orzechami, owocami, warzywami. Można przyrządzić tak pyszne potrawy że nijak nie dadzą się porównać z tą typową kuchnią, dużo tu kuchni indyjskiej, przypraw z całego świata.
Teraz, po latach, mam wrażenie że jestem normalnym człowiekiem. Jeżdżę na rowerze do downhillu, umiem jakieś podstawowe triki, nie zabiję się na hopce. W capoeirze już walczę tak że nie mogę siebie poznać. Dobrze czuję się z przyjaciółmi, wiem co jest fajne w życiu- muzyka, imprezy, przyjaciele, ale też dom, kochająca kobieta. Pomagam innym ile mogę, właśnie załatwiłem pracę i dałem moje stare ciuchy, namiot i kalimatę bezdomnemu 20-latkowi z mojego miasta, któremu jeszcze udaje się żyć z dala od systemu tej państwowej pomocy dla bezdomnych, dającej im wikt i opierunek, ale nie wędkę. Na razie dostał ciuchy jakich już nie noszę.
Polska jest dziwnym krajem, a zjeździłem całą Europę, byłem w kilkudziesięciu krajach, w kilku mieszkałem po rok i dłużej, poznając lokalne slangi. W Polsce młodzi ludzie są otwarci, pełni zaufania, uczciwi, ale nie da sę tego powiedzieć o tych starszych. Ci starsi nie pomagają innym i sobie nawzajem, często spotykałem się z odmową chcąc od nich coś otrzymać.
W Polsce jest wg mnie spisek gerontów przeciwko młodym. Wiele starszych osób nie wykonuje swojej pracy dobrze, są niedouczeni mimo zajmowania wysokich stanowisk, bo dostali się tam nie dzięki wiedzy, ale dzięki znajomościom i stażu pracy. To wynikiem ich kiepskiej pracy są zniszczone ulice, krzywe chodniki, zdezelowane tory, brzydkie parki. Ci ludzie mimo wysokich stanowisk są niedouczeni, i są egoistami którym nie zależy na tym by ludziom było lepiej. To przecież tacy niedouczeni, organiczeni urzędnicy w końcu rządzą tym krajem, to przez nich jest taka bieda i zacofanie.
Szkoda, że w Polsce nie mam tak bliskich przyjaciół jak we Francji czy w Niemczech. Tam chyba ludzie byli uczciwsi, bardziej bezinteresowni, i dużo bardziej szczerzy. W Polsce nawet młodzi ludzie nie potrafią obdarzyć przyjaciół pełnym zaufaniem. Jako społeczeństwo przed nami jeszcze długa droga. Cieszę się, że tak wielu młodych ludzi nią podąża, ufając bardziej muzykom niż politykom. To oni dziś są głosem za którym podążają miliony, nawet jeśli ich piosenek nie znajdziesz w sklepie to i tak każdy z mych znajomych je ma, one idą drugim obiegiem, podziemnym, jak za dawnego totalitaryzmu. Myślę sobie że dziś znów mamy totalitaryzm, tylko inny, miękki.
Szkoda, że tym krajem od lat rządzą ludzie wiedzący o ekonomii znacznie mniej niż każdy młody po dobrych studiach ekonomicznych (przecież słyszę ich pomysły), w związku z czym od lat drepczemy niemal w miejscu. Przykro mi, że niemal wszyscy najmądrzejsi młodzi ludzie w tym kraju, jakich znam, uciekli za granicę, ale rozumiem to. Przykre jest też to, że nawet mimo swojej emigracji dalej nie mają szansy się włączyć w życie publiczne, które po prostu nie jest otwarte na młodych i ich zdanie. W mediach są obecni niemal tylko politycy, a gdzie głos zwykłych ludzi? Gdzie głos nas, młodych, z których każdy jest przecież inny? W moim mieście wszystkie w zasadzie media są upolitycznione- lokalne radio, prasa, telewizja to już w ogóle: wszystko to przejęli politycy. Wręcz to oni rządzą lokalnym publicznym radiem i telewizją. Ja nie oglądam tych audycji, nawet nie mam telewizora.
Nikogo nie chcę pouczać, myślę że ludzie sami wybierają jak chcą żyć, szkoda tylko że odbiera im się możliwości wyboru, ja na przykład o swoim sposobie życia wyczytałem w Internecie, po angielsku. Po poznaniu tej kultury czy filozofii wiem że od pieniędzy wolę przyjaciół, muzykę, rodzinę. W Anglii, gdzie mieszkałem, każdy mógł o rasta, i wielu innych wiarach, usłyszeć w radio, było mnóstwo pirackich stacji radiowych. U nas w ogóle chyba trzeba zacząć od mediów, od edukacji ludzi jak być obywatelami, jak wyrażać swoje zdanie, by myśleć o demokracji. Tej lekcji jako społeczeństwo nie przerobiliśmy. Wokół mnie widzę mnóstwo pasywnych ludzi- nie wiem czy to dlatego że są innej wiary, czy to dlatego że nie wiedzą, a może nie wierzą, że mogą coś zmienić?
Reggaemani i wszelkiej maści rastuchy mają w Warszawie coraz lepiej. Nowy soundsystem jakiego dorobiła się tutejsza scena reggae sprawia że tłuką się szklanki, obrazy spadają ze ścian, a w uszach piszczy przez kilka następnych dni. Warszawie do bycia reggaetown na miarę Londynu jeszcze tragicznie sporo brakuje, ale jesteśmy na dobrej drodze.
Nie tak dawno swą premierę w Dobrej Karmie miał Roots Revival Sound System- pierwszy polski sound system z prawdziwego zdarzenia - taki jak te na Jamajcie czy w Wielkiej Brytanii. Ich dzieło życia to zestaw własnoręcznie robionych głośników o mocy 7 tysięcy watów. Dzięki niemu można nie tylko usyszeć, ale i dosłownie poczuć muzykę. Do zżerającej tyle prądu co mała elektrownia i ważącej 19 ton sterty głośników, wzmacniaczy i kabli o nazwie Valve Soundsysystem naszym rodzimym dred-cieślom jeszcze daleko, ale z pewnością dokonali przełomowego kroku na drodze do budzenia przestrachu u panów z miejskiej elektrowni.
Jesli się wybierasz na taki soundsystem to zabierz ze sobą korki do uszu- są naprawdę przydatne. Pod wrażeniem bezkompromisowo głębokich basów kilka razy moje napoje dostały nóg i wzorem lemingów zdecydowały się na skok ze stołu w przepaść. Jak na razie, soundsystem służy głównie miłośnikom dubu i poowoolllneegooo roots-reggae, odbyły się dotychczas naprawdę nieliczne imprezy z tymże sprzętem w roli głównej. Główne filary tej inicjatywy to Jaszol i Rootskontrolla, warszawscy dub-masterzy chcący tutaj promować najlepsze londyńskie i jamajskie brzmienia głębokiego basu.
Polskaliberalna.net
Serdecznie zaprasza
na I imprezę z cyklu
„Spotkania Liberałów”,
która odbędzie się
w niedzielę, 9 listopada 2008
o godz. 18 w klubie „Mandala”
Program:
I panel dyskusyjny: „Media niezależne. Nowa gazeta? Nowy portal internetowy?”
projekt niezależnych mediów. 10 minut wprowadzenia, 20 minut dyskusji
przedstawiciel Krytyki Politycznej
II panel dyskusyjny: „Liberałowie w Polsce. Historia i tradycje”
Trendy liberalne do roku 1919.
Arianie - pierwszy polscy soc-liberałowie. Liberalizm ekonomiczny w okresie międzywojennym
Bracia Niemojowscy – w poszukiwaniu patronów ruchu liberalnego.
III panel dyskusyjny: „Socjalliberalizm, ordoliberalizm czy szkoła austriacka?”
Wprowadzenie: Zawodności rynku, teorie monopoli naturalnych, efekty zewnętrzne, rynki płytkie, regulacja rynku versus idee gospodarcze w polskiej polityce
Podsumowanie dyskusji
od 21 taneczna impreza integracyjna
wstęp wolny
Nie chcę nikogo przekonywać do palenia marihuany, choć jest to jakaś część kultury Rasta, bez której jednak wielu Rasta (nawet znanych, jak Benjamin Zephaniah) się obywa. Zdecydowanie nie pal marihuany przed nauką, nie będziesz mógł się skupić i nie będziesz czuł presji terminu egzaminu czy oddania pracy. Nie pal jej zbyt dużo; czasem zależnie od odmiany rośliny wystarczą 2-3 buchy (zaciągnięcia się dżointem). Uważaj z kim palisz- niektóre osoby palą przesadnie dużo, ich organizmy są do takich ilości przyzwyczajone, twój zaś nie. Podziękowanie po 2 buchach lub 2-giej kolejce dżointa nie jest nietaktem. Uważaj co palisz- część marihuany z niepewnych źródeł może być zanieczyszczona substancjami chemicznymi. że mieć bardzo wysoką zawartość THC (substancji o działaniu psychoaktywnym którą marihuana zawiera).
Jeśli twój syn pali marihuanę i się z tym zgadzasz, porozmawiaj z nim aby nie palił w czasie egzaminów, w ciągu tygodnia, a w dni wolne aby nie palił ponad wspomiane wyżej (ostrożne) ilości. Przestrzeż go przed możliwością przesadzenia z konsumpcją i występujących niekiedy przejściowych trudnościach z koncentracją na danej pracy.
Marihuana umożliwia lepszą koncentrację przy rozmyślaniach, "odsuwa wełnę z oczu i pozwala widzieć rzeczy wyraźniej", pozwala medytować i lepiej analizować rzeczywistość, daje większą pewność siebie, poprawia relacje społeczne, niekiedy ma działanie lecznicze. Jest częścią wielu religii i kultur. Musi być jednak stosowana z ostrożnością- jest substancją psychoaktywną!
Kossé- zielonogórski streetartysta i jego sztuka
To mój pierwszy post po bardzo długiej nieobecności na tym forum (chodzi o forum RRR- przyp. red). Chciałem napisać o tym, jak wielkie podziały są w świecie rasta i szerzej w sferze muzyki reggae. Jest na przykład taka strona, zielone mity, która w raczej psychodelicznym świetle przedstawia działanie marihuany. Sądzę że jest ona robiona przez osoby ze środowiska reggae- na ten stronie jest odnośnik do zespołu Maleo Reggae Rockers, który gra reggae chrześcijańskie.
Nie podoba mi się to- ja na tych ludzi nie pluję, nie obrażam ich. Nie podoba mi się ze ktoś wzoruje się swoją muzyką na kulturze którą stworzyli ludzie palący marihuanę i jednocześnie odcina ten jej korzeń. Ci ludzie mają do tego prawo, ja mam prawo ich za to potępić. Różni rodzice wchodzą na tą stronę, czytają zawarte tam informacje i boją się o swoje dzieci. Zgadza się- z marihuaną można przesadzić, ale nie demonizowałbym i nie przekreślał tej substancji. Ma ona ogromne właściwości pozytywne, zdejmuje jakby wełnę z oczu, pozwala myśleć głębiej i bardziej się skupiać na analizowaniu tego co chcemy odkryć. Ja lubię pisać teksty po spaleniu marihuany. Nie mówię jednak że jest 100-procentowo bezpieczna- po prostu trzeba wiedzieć jak z niej korzystać.
Nie rozumiem co jest takiego złego w wierze rasta, że nawet ludzie którzy przez wiele lat słuchają reggae, rzadko się z tym identyfikują. Ja na początku rasta traktowałem z przymrużeniem oka, potem się nieco tą całą filozofią zainteresowałem i wcale tego nie żałuję. My rasta nie mamy się czego wstydzić. Ta wiara nie jest ni dla czarnych, ani dla białych czy żółtych- ona po prostu jest dla ludzi, dla których kolor skóry nie ma znaczenia.
Jest mi przykro że rasta w Polsce jest tak niezintegrowane. Nie chodzi mi o to aby każdy mówił i myślał tak samo. Ale sądzę że my, rasta, powinniśmy się spotykać, chociażby po to by być bardziej pewni naszych częściowo wspólnych przekonań. Ja w zeszłym roku spędziłem Nyahbinghi z moimi przyjaciółmi rasta z mojego rodzinnego miasta. Patrzcie jak w Niemczech to zorganizowano
http://www.rastafari.de/wiki/index.php/Gathering
Nadsyłajcie swoje prace o rasta! Jedna z prac mojego kolegi, dość ogólna, ale może być ciekawa:
„Rastafarianie”- muzyczne subkultury XX wieku
Jedną z nierozerwalnych i integralnych cech ruchu Rastafari, rastafarianizmu, czy tez subkultury Rastafari jest związek z kontynentem afrykańskim. Błędnym jest pogląd iż subkultura ma tylko i wyłącznie jamajski rodowód. Należy zaznaczyć, że Rastafari w porównaniu do innych subkultur i ruchów ma silne wątki religijne i wręcz w pewnym sensie jest nie tyle wiarą co drogą życia. Sami Rasta mówią o nim jako „spiritual consciousness”, czyli „duchowa świadomość”.
Rasta jest silnie związane z Afryką, właśnie tam nalezy upatrywać korzeni tej kultury i subkultury. Rasta jako subkultura rozwinęła się i rozwija głownie na Jamajce. Jamajka, jako wyspa odkryta została jeszcze za czasów Krzysztofa Kolumba i przez jego samego nazwana Santiago. Jako pierwsza została skolonizowana przez Hiszpanów roku 1494. Natomiast już w roku 1655 w ciągu zaledwie kilkunastu dni zajęły tą wyspę flota i wojsko angielskie. Od tamtego czasu Jamajka niejako zostaje pod władaniem Wielkiej Brytanii. Uzyskuje w roku 1962 niepodległość i zostaje oficjalnie przyjęta do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Na jej czele stoi królowa Wielkiej Brytanii Elżbieta II, jednakże sama Jamajka jest reprezentowana przez generalnego gubernatora.
Przyjrzyjmy się zatem samemu nurtowi Rasta. Jak wspomniane było wcześniej subkultura Rasta nierozerwalnie związana jest z Afryką, ponieważ większość niewolników przesiedlonych na Jamajkę pochodziła z Afryki, głównie z Afryki Środkowej. Dlatego też tak wiele dzisiaj kultura ta czerpie z kultury kontynentu Afrykańskiego.
Jednym z współtwórców kultury Rastafari był Marcus Garvey. Urodzony na Jamajce duchowny, który walczył za równouprawnieniem Afroamerykanów między innymi w Stanach Zjednoczonych, to on pierwszy stworzył podstawowe elementy i prawdy całego nurtu Rasta. Garvey jako pierwszy mówił o tym by powrócić do korzeni, do kultury przodków. Często podróżował właśnie do Afryki, podczas jednej z wizyt poznał tam Ras Tafariego jeszcze zanim na dobre nie zasiadł na tronie etiopskim.
Od imienia przywódcy etiopskiego Ras Tafari Makonenna wzięła się sama nazwa tego nurtu. Po wybraniu Ras Tafariego na tron Cesarstwa Etiopii przyjął on imię Haile Selassie I, Wybraniec Boży, Zwycięski Lew Plemienia Judy. Jak sami Rasta twierdzą był ostatnim panującym z potomków linii biblijnego króla Dawida. Obecnie Haile Selassie jest uważany przez Rasta jako symbol ich kultury.
Co więcej, część z nich uznaje że jest mesjaszem biblijnym, który ma przynieść boży ład na Ziemi. To właśnie dzięki niemu ma zapanować pokój. Zaprowadzi ich Zionu (Syjonu) - Ziemi Obiecanej, czyli Etiopii. Miało to przynieść uwolnienie się z niewoli, takim zniewoleniem dla nich był niewątpliwie rasizm. Cesarz Haile Selassie głosił, że pokój na świecie zapanuje wtedy, gdy kolor ludzkiej skóry nie będzie miał większego znaczenia niż kolor oczu.
Etiopscy członkowie Rastafari z jednej strony wywodzą się od falaszy, czyli czarnoskórych wyznawców judaizmu, którzy żyli i mieszkali w pewnej izolacji i odosobnieniu od reszty Żydów. Z drugiej zaś część rasta szczególnie z Etiopii i z Jamajki uważają, że ruch ten i przede wszystkim religia jest kościołem wschodnio-chrześcijańskim. W USA natomiast niektórzy rastafarianie uważają widzą swój ruch jako protestancki, z kolei jeszcze inni ze są katolikami, ale nieuznającymi autorytetu samego Watykanu i Rzymu.
Podobieństwa w kultywowaniu religii rasta w szczególności na Jamajce i w Etiopii są zasięgnięte z judaizmu, a częściowo z chrześcijaństwa etiopskiego (Kościoła Koptyjskiego). Jednym ze znaczących elementów religijnych jest kult animistyczny oraz niektóre wierzenia hinduskie. Wszystkie te elementy życia i kultury zostały przeniesione na wyspę Jamajkę przez niewolników, którzy byli sprowadzani na różne plantacje i uprawy. Na podstawie takiej różnorodności powstała całkiem nowa kultura i religia.
Gdy mówi się o rasta pojawiają się terminy kluczowe dla tego ruchu choćby pojęcia Zionu (Syjonu) i Babilonu. Pierwsze z nich oznacza dla rastafarian Ziemię Obiecaną. Kraj obiecany przez samego Boga, Stwórcy (Jah) dla narodu wybranego. Dla rasta taką ziemią obiecaną jest Afryka. Drugim natomiast pojęciem jest „Babilon”, w ideologii rasta kojarzony z zepsuciem, upadkiem zasad moralnych, wyzyskiem, niesprawiedliwością.
W Piśmie Świętym miasto Babilon zostało ukazane, jako miejsce, w którym pieniądz stoi najwyżej w hierarchii wartości mieszkańców, w którym panuje wszechogarniający wyzysk i chęć posiadania. Właśnie to spowodowało, że Babilon upadł. Dlatego też dla wielu rastafarian Babilon to ucieleśnienie wszelkiego zła tego świata, symbol upadku zasad moralnych i wszechogarniającej pogoni za dobrami materialnymi.
Nie można mówić o rasta, nie wspominając o muzyce, bo jednak ona stanowi główny nośnik przesłania, filozofii rasta. To właśnie muzyka staje się jej nieodzownym elementem, a dla niektórych nawet samą filozofią. I znów jak w przypadku samej ideologii i religii, sama muzyka silnie odzwierciedla korzenie afrykańskie i staje się też jej wzorcem.
Muzyka afrykańska charakteryzuje się m.in. wykorzystaniem bębnów, stąd właśnie tradycja zwana „nyabinghi”, religijny rytuał rasta, którego głównym elementem właśnie stanowił transowy rytm bębnów, przy którym odprawiano modły i nabożeństwa.
Muzyka, która obecnie najbardziej kojarzy się z kulturą Rastafari to muzyka reggae. Muzyka ta łączy w sobie nie tylko odniesienia do muzyki afrykańskiej. Reggae jest połączeniem wielu odmian muzycznych oraz kulturowych. Odniesienia i wpływy są różnorodne: od Ameryki Południowej – samba, rumba, salsa, poprzez indyjskie raga, ale również soca, ska, calypso, blues, rocksteady, manto i inne brzmienia karaibskie. Generalnie muzyka reggae przechodziła różne stadia ewolucji. Początkowo było to nyabinghi, później mento, aż do ska i rockstady.
Co oznacza słowo reggae? Podawane są różne wersje znaczeń tego słowa. Jedne mówią o tym ze jest to muzyka tworzona „dla króla” i z myślą o nim, czyli o Bogu. Inne natomiast źródła podają ze słowo to wywodzi się od słowa regga odwołujących się od jednego plemion, czy też streggae oznaczające w jamajskim slangu prostytutkę.
Jednakże jak byśmy nie nazywali i dodawali znaczeń tej muzyce chodzi o jej rytm i nowatorskie brzmienie. Sama muzyka rozwinęła się na Jamajce w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych na ulicach Kingston. Działały tam rożne soundsystemy, które różniły się bardzo od obecnych. Byli to ludzie, którzy dysponowali zasobami płyt, mieli przenośny sprzęt potrzebny do odtwarzania muzyki i mogli puszczać muzykę właśnie na ulicach miast. Były to działania społeczne mające na celu przybliżenie ludziom muzyki z najuboższych środowisk.
Muzyka reggae, nim przeszła ewolucję, różniła się od tej znanej nam teraz. Początkowo na Jamajce dominującymi stylami były blues, rhythm, soul. Wtedy to największym powodzeniem na wyspie cieszyły się między innymi takie zespoły jak The Platters, Fats Domino, The Coasters. W tym miej więcej okresie powstało w pełni profesjonalne studio- założone przez Clementa Dodda „Studio One”. Z czasem zapotrzebowanie na lokalnych artystów zaczęło rosnąć. Poszukiwania coraz to nowego oblicza muzyki i nowych trendów doprowadziła do pojawienia się muzyki ska łączącej w sobie niektóre odmiany muzyczne grane na Jamajce.
Dla rozwoju muzyki na samej Jamajce duży wpływ miał „Festiwal Jamajki” organizowany i wspomagany przez ówczesnego premiera Edwarda Sagę. Dlatego też wraz pojawieniem się festiwalu wzrastało poczucie narodowej dumy i patriotyzmu, ponieważ większość piosenek ukazywanych i prezentowanych miała właśnie mówić o patriotyzmie i o samej Jamajce. Po odzyskaniu przez Jamajkę niepodległości powoli do swojego kraju zaczęli wracać muzycy i artyści, którzy żyli na emigracji. Ludzie ci na nowo zaczęli rozwijać muzykę ska, oprócz tego na samej Jamajce pojawiło się wiele nowych gwiazd, między innymi The Wailing Wailers.
Za sprawą bębniarskich rytmów nyabinghi część lokalnej muzyki związała się ideologicznie z rastafarianizmem i stała się nośnikiem tegoż przekazu i idei płynących z tego przesłania. Wkrótce po tym, jak coraz więcej muzyków zaczęło śmielej wchodzić do studia by eksperymentować z brzmieniem i stylem w muzyce, powstało rockstady. To właśnie w tym gatunku pierwsze numery zawędrowały na wysokie miejsca list przebojów nie tylko na Jamajce, ale między innymi w Wielkiej Brytanii.
W tym samym roku (1967) powstaje pierwszy utwór reggae. W roku 1964 powstaje pierwszy kolektyw Roberta Nesta Marleya – Wailing Wailers, w którego skład wchodziły późniejsze gwiazdy reggae jak Peter Tosh, Bunny Wailers i oczywiście sam Bob Marley.
Jeśli mowa o rozwoju muzyki jamajskiej czy ogólnie rzecz biorąc reggae należy wspomnieć o stylu dub- jest to pochodna reggae w bardziej elektronicznej formie, będącej niejako transową stroną reggae. Technika nagrania dub nie skupia się na oryginalnym utworze, lecz na pewnym jego elemencie. Często dub jest wykorzystywany przez dj-ów do swoich nagrań, podkładów czy linii wokalnej.
Obecnie natomiast pojawił się jeszcze jeden styl odnoszący się do kultury rasta i muzyki reggae: jest to ragga-jungle, które jest czysto elektroniczną forma przekazu i treści rasta. Wzięło się to niejako stąd że w latach dziewięćdziesiątych niektórym Jamajczykom do przekazu ideologii rasta nie wystarczała wolniejsza muzyka reggae, potrzebowali nowych doznań. Jak się mówi teraz, raggajungle jest to odpowiedź Jamajczyków, rastamanów na dźwięki elektroniczne/klubowe grane obecnie. Charakteryzuje się on szybkim elektronicznym bitem, przeplatanym przez wokale i melodię jamajsko-afrykańską.
Gdy mówimy o subkulturze, czy też już o samej kulturze rasta musimy wspomnieć o pewnych istotnych elementach, które są nieodłączne. Mianowicie o pewnych symbolach czy nawet o specyfice języka, który się przewija, gdy mówimy o rasta. Znakiem rozpoznawczym Rasta jest trójkolor. Tymi trzema kolorami są: czerwony, żółty i zielony symbolizujące: krew przelaną za Afrykę (czerwony), piasek, lub też złoto skradzione przez kolonistów (żółty), oraz zielony oznaczający spokojną krainę, jaką jest Afryka. Wszystkie te trzy kolory tworzą flagę Etiopii, ale też wielu innych krajów Afrykańskich mających na swojej fladze właśnie takie barwy. Nie sposób pomijnąć innego symbolu, Lwa z plemienia Judy. Symbolizuje on siłę, moc samego przywódcy Jah oraz samego cesarza Ras Tafariego.
Jeśli się mówi ze każda subkultura ma swój narkotyk, to tym narkotykiem dla rasta będą z pewnością marihuana. Palenie marihuany stało się pewnym aktem a nawet sakramentem życia religijnego. Roślinę ta prawdopodobnie przywieźli na Jamajkę niewolnicy hinduscy. Samo palenie marihuany i jego słuszność próbuje się potwierdzić cytatami i samą biblią. Stosowana jest przy kontemplacji i modlitwie by jak by w pełnej harmonii połączyć się ze stwórcą Jah. To właśnie ona otwiera umysł i skłania do głębokiej refleksji, pozwala dostrzegać rzeczy na pierwszy rzut niedostrzegalne. Rasta wierzą, zatem ze marihuana jest biblijnym „Drzewem Życia”.
Kolejnym elementem rozpoznawczym rastafarian są dredy (dready), są to poskręcane i utapirowane pasma włosów swoim kształcie przypominające pręty. Dredów nie można rozplatać w żaden sposób, jedynym sposobem by się ich pozbyć jest zupełne ich ścięcie. Jakie znaczenie mają dredy? Otóż w wierzeniach, rastafarian dredy przypominają grzywę lwa będącego symbolem rasta. Noszący dredy ma wpłynąć na innych i wywołać lęk, ma różnić się od ludzi żyjących w Babilonie, i ma świadczyć o strachu do samego boga Jah. Fryzura znana jest od tysiącleci, pierwotni ludzie stosowali właśnie tą fryzurę. Oczywiście nie było sposobu na obcięcie włosów, ani na ich uczesanie. Obecnie fryzura znana jest na całym świecie i stosowana w przeróżnych kulturach i zakamarkach naszego globu.
Kultura rasta oddziaływała na różne kraje na świecie, między innymi także w Polsce. Swego czasu nasz kraj był największym zapleczem muzyki reggae po Jamajce i Wielkiej Brytanii. A wszystko zaczęło się w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W tedy to pierwszym zespołem, w którym przewijała się muzyka jamajska była Brygada Kryzys w składzie której pojawił się Robert Brylewski oraz Tomasz Lipiński, którzy później współtworzyli pierwszy zespół reggae, późniejszą legendę sceny – Izrael.
Prawie wszystkie kapele tworzące w tamtym czasie właśnie ta muzykę wywodziły się ze sceny punk-rocka. Nie było przypadkiem, iż fani szybko zaakceptowali właśnie taką muzykę. Teksty mówiące o Babilonie, jako systemie, który zniewala ludzi i nie pozwala im żyć w wolności, sprawdził się w realiach Polski Ludowej w systemie komunistycznym. Jednakże społeczna popularność tej muzyki nie przekładała się medialnie i była spychana poniekąd na margines, pojawiała się tylko przy festiwalach punkowych.
W późniejszym okresie grupy te miały coraz więcej do powiedzenia i pojawiały się już pierwsze płyty zespołów, na różnych organizowanych festiwalach muzyka reggae miała swój czas, a niekiedy nawet całe dnie, w których twórczość mogła być pokazywana fanom. W latach dziewięćdziesiątych muzyka reggae w Polsce załamała się i stawała się coraz mniej popularna, lecz pod koniec właśnie lat dziewięćdziesiątych przeżywała ponowny rozkwit. Obecnie muzyka reggae przeżywa drugą młodość, i staje się z dnia na dzień coraz bardziej popularna, prezentowana jest nowa jakość zespołów oraz brzmień.
Jeśli patrzy się na różne subkultury, lub na różne modele subkultur z pewnością rastafarianie nie są stricte ruchem młodzieżowym, był to ruch ogólno- społeczny niezależny od wieku i nie tworzyli go tylko zbuntowani młodzi ludzie. Byli to ludzie wywodzący się z klasy robotniczej.
W dzisiejszych czasach muzyka coraz rzadziej kojarzy się z daną subkultura i niekoniecznie wygląd zewnętrzny musi odzwierciedlać to, iż ktoś słucha takiej muzyki na jaką wygląda. Tak samo w przypadku rastafarian niekoniecznie dredy i słuchanie muzyki reggae musi być wyznacznikiem bycia rasta. Tę tezę potwierdza muzyk, piosenkarz Pablopavo ze znanej Warszawskiej formacji reggowej Vavamuffin w piosence Reggaemann śpiewa:
„ Reggaemann wcale nie musi być rastamanem.
Reggaemann powinien po prostu po dobrej stronie stać
Reggaemann wcale nie musi być rastamanem
Spróbuj w Babilonie po ludzkiej stronie trwać...”
[...] Znam wielu takich, którzy z „cesarzem na ustach
robią największe świństwa, największe głupstwa [...]
[...] Tak jak dredy nie uczynią rasta z Ciebie,
Tak Selassie, nie sprawi, że będziesz człowiekiem lepszym[...]
Te słowa i ten tekst potwierdza dwie tezy. Po pierwsze muzyka reggae silnie oddziaływuje na kulturę rasta i jest bardzo silnie z nią związana i nie jest się w stanie oddzielić czy tez odseparować. Zawsze będą odniesienia do złowrogiego Babilonu czy tez samego nurtu rasta, oraz korzeni (roots).
Po drugie jak było wspomniane w teksie ludzie słuchający reggae nie koniecznie muszą się utożsamiać się z całym nurtem rasta. Na twórców którzy naśladują czarnych wykonawców, mówi się jako „wigger” czyli tych co naśladujących we wszystkich aspektach czarnoskórych, począwszy od wyglądu, przez muzykę, po sposób bycia.
Dlatego też niektórzy maja przeświadczenie ze czarny będzie tylko niedoścignionym wzorcem dla białego człowieka. Jak mawiał sam Bob Marley muzyka którą on tworzy nie jest przeznaczona tylko dla czarnych, ale też dla białych. Nie wyznaczał przy tym żadnych podziałów na wiarę czy kolor skóry. Sztandarowym hasłami jakimi się posługiwał Marley były „ One Love” i „ Peace & Love” To właśnie te hasła miały na celu uświadomić, że muzyka tworzona przez niego jest tworzona dla wszystkich i nie będzie żadnych podziałów. Muzyka powinna łączyć, a nie dzielić ludzi, sprawić że ludzie się będą cieszyć, radować. Muzyka powinna dawać pewne wskazówki i obligować do lepszego życia. Odzwierciedleniem takiego przesłania jest właśnie ruch Rastafari
Część rasta je wegańsko. Kuchnia wegańska polega na niejedzeniu mięsa, jajek, nieużywaniu mleka. Do tego w moim przypadku dochodzą rozmaite zakazy i nakazy religijne dla rasta, znane jako
Ital- czyli nie stosuję m.in. soli, rodzynek, białej mąki pszennej, nie jem białego pieczywa, unikam cukru. Niemal nie ma tu dominacji kartofli, chleba. Jest za to quinoa, kus-kus, kasza gryczana, brązowy albo czerwony ryż, jeśli biały to raczej basmati, makarony żytnie dla wegan, placki kukurydziane (enchillades), czasem podpłomyki.
Taka kuchnia sprowadza się do duszenia warzyw- to one są sosami, tą esencją smaku. Bardzo dużo jest tu warzyw strączkowych mających najwięcej białka. Głównym składnikiem jest cieciorka, ciecierzyca, ongiś jeden z podstawowych składników jedzenia dawnych naszych polskich przodków. Oprócz tego różne fasole, sorgo, soczewicę, groszek mrożony, z rzadka soja. Do tego duszone marchewki, buraki, pomidory, oliwki, pieczarki, papryki, brokuły, brukselka, pory, cebule, oberżyny, cukinie, ser tofu. Jest tu zawsze wkrajana jedna lub dwie ostre papryczki. Z kilkunastu warzyw wychodzi wielka patelnia wielowarzywnego ratatuj (ratatoullie).
Weganin musi uważać na odpowiednią ilość białka, szczególnie gdy intensywnie trenuje sport. Czyli je przede wszystkim warzywa strączkowe i ser tofu. Do tego żelazo, głównie z buraków i brokułów. Te warzywa są w zasadzie obowiązkowe.
Wielu potraw ugotować nie mogę. Kupiłem tamarind (takie strąki), ale nie mogę nigdzie znaleźć gorczycy aby przygotować jedną z najpyszniejszych potraw na ziemi jakiej nauczyła mnie "przy kości" hinduska z którą mieszkałem w Anglii.
Gotuję zupy, gęste, raczej takie Eintopfy, jednodaniówki, ostatnio np. z botwinką. Do tego dochodzą sałatki- z sałaty z kiełkami rzodkiewki czy fasoli mung, kawałkami sera tofu, fasolą albo z zielonym groszkiem. Z oliwkami, pomidorami sałatkowymi, różnymi rodzajami sałat- np. listkami buraków, rukolą etc. W zimie jem też orzechy.
Do tego dochodzą owoce- praktycznie wszystkie, choć te egzotyczne w Polsce wciąż są bardzo drogie- ananasy, świeże figi, marakuje- wszystko to jest wciąż kilkakrotnie droższe niż na zachodzie Europy: tu nie ma ananasów za 2 złote ani 4 marakui za funta- jedna marakuja kosztuje aż 8 złoty, ośmiokrotnie więcej! Jest to przykre, bo owoce te są bardzo zdrowe. Piję też sporo lemoniady, po prostu wody zmieszanej z wyciśniętym sokiem z limonek. Jeśli się dziwicie że ktoś kupuje skrzynkę limonek miesięcznie, to ja to robię. Ponadto piję herbaty owocowe. Gdy przejdzecie na weganizm, to nagle dostrzeżenie w sklepach półki pełne dziwnych produktów, nie zawsze droższych, ale przeznaczonych dla nich. Dostrzeżecie w barach wegetariańskich wegańskie ciastka, szarlotki, i pewien wybór wegańskich potraw.Turcy sprzedają w kebabach także falafele- smażone placko-kulki z ciecierzycy. Wegańska wersja kebabu.
Na początku oczywiście było źle, bo nie wiedziałem czym zastępować mięso, ale potem nauczyłem się. Trenuję sport, jestem chyba dość silny, jak to dziś koleżanka powiedziała, napakowany. Mogę zrobić sto pompek na samych rękach, z nogami pionowo wyprostowanymi na ścianie, zresztą tak trenujemy. Na początku, kilka lat temu nie mogłem zrobić ani jednej! Tężyzna fizyczna wg mnie jest efektem ćwiczeń a nie tylko odżywiania. Wegetarianinem a potem weganem jestem w sumie już ponad dekadę. Przyszło to trochę z inną wiarą, a trochę z innymi poglądami na świat. Wegetarianie mówią że dieta wegetariańska zmienia świadomość ludzi. Myślę że sporo w tym prawdy, sam widzę jak bardzo się zmieniłem po zmianie diety.
Nie ma żadnego królestwa Jeshuego! Jest tylko królestwo Jah, tylko ono jedno, bo sam Jeszua mówi tylko o królestwie Jah! Nie dajcie się zwieść.
Mnie się wydaje że wielu ludzi myli Joshuego z Jah, i w ogóle zrobili cały pantenon różnych istot boskich z których ta jedna jest najważniejsza. Takie coś się nazywa w książkach henoteizmem i nie za bardzo jest wiarą w jednego Pana. A rasta wierzą w Niego. Jedynego.
CYTATY
Peace and Love! What is the True Gospel? Why is it not being preached
worldwide likt it should be? The True Gospel is no other but the Kingdom of Jah.
We shall see how important it is from the very Scriptures.
"I marvel that ye are so soon removed from him that called you into the
grace of Yahshua unto another gospel: Which is not another; but there be some
that trouble you, and would pervert the gospel of the Messiah. But though we, or
an angel from heaven, preach any other gospel unto you than that which we have
preached unto you, let him be accursed."(Galatians 1:6)
There are most Christian Churches teaching about a different gospel
from the one Yahshua Ha Mashiach and the Twelve spoke about. The Gospel which
Yahshua taught was about the Kingdom, not about Him alone. It was later on that
the Apostle Paul preached about Yahshua, but He didn't forsake from emphasizing
on the Kingdom of Jah neither. You can read St. Matthew 4:23, 9:35, St. Matthew
24;14, St. Luke 4:18,19, 43,44, St.Luke 9:2,6, Acts 8:12,Acts 19:8, & Acts
28: 23,30,31, for yourselves to learn the Real Gospel which the Messiah came to
teach to the people.
Surely, the Messianic Faith's message has been hindered by satan's
disciples, because they don't want people to accept Jah's Truth. These Gentiles
have truly distorted His words and produced their own ideologies in it, lies, a
gospel about Yahshua only. Messianists (followers of the Messiah, Yahshua)
preach about the Kingdom of Jah, not just Yahshua, for there is only One Gospel
not two.
Truly, satan's false ministers are hindering Jah's Truth like the Bible
show us, & confusing people. Heavenly Father, I pray that your Holy Spirit
will open our eyes to your Truth, & not satan's lies no more. Satan knows
that the Kingdom is the True Gospel. He has transformed his disciples into
modern day Christian ministers making people believe what they say instead of
reading the Bible for themselves. Please do not listen to what I only say but
read the Bible for yourself. May Yah Bless you.
Blessed be the Mighty One and Father of our Saviour Yahshua the Messiah!
Solomon asks for "an understanding heart to judge thy people, that I may
discern between good and bad: for who is able to judge this thy so great a
people?"
Having a personal relationship with God superseded all set moralities,
social structures and communal norms. Social conventions was essentially a
personal aesthetic choice made by individuals.
Rys. Fragment plakatu z filmu "Król Lew"
Jeszua urodził się jako Yahshua Ben Yosef w małym hebrajskim miasteczku Bethlehem (wymawiaj: Betleiem). Imię Yahshua, Jeschua znaczy chwalmy Jah, po polsku Jechoszua. Jego matką była Miriam albo Maria, która była almah (dziewicą) a ojcem przybranym Yosef.
Jeszua był namaszczony przez Pana Najwyższego Jahwe aby być jego własnym synem. Już jako małe dziecko był niezwykle uzdolniony i pełen mądrości, przejawiał niezwykłe umiejętności inspirując nawet kilku wysokich kapłanów i pisarzy w świątyniach. Był także uczony do zawodu cieśli przez swego przybranego ojca, Josefa, który sam był cieślą.
Jak Jeszua dorósł, to porzucił zawód cieśli by stać się ostatecznym posłańcem Jah, jego Ojca. Jego własny kuzyn Johannan porzucił kapłaństwo jakie dał mu jego ojciec Zachariah i sam został posłańcem żyjącym w dzikiej naturze, ucząc o królestwie Jah i kąpiąc, zanurzając ludzi w rzece Jordan. Mówił że zanurza ich w wodzie dla zmiany ich obyczajów, nawrócenia na inną drogę.
Pismo wzmiankuje Jeszuę jak w wieku 12 lat wnioskuje ze starszymi w świątyni a potem nagle pojawia się w wieku 30 lat. Co się stało w ciągu tych 18 lat pomiędzy tymi wydarzeniami? Wielu mówi że wyemigrował wtedy poza Yizrael. Czemu nie? żne hipotezy gdzie byl w tym czasie, por.
http://www.truthbeknown.com/jesus_in_india.htm
Gdy Jeszua wrócił do Yizraela spotkał się ze swoim kuzynem Johannem który nawet rozpowiadał o nim jako o Mesjaszu który ma nadejść.
Fot. Fotografia okładki płyty
Wiecie że słowo chrześcijaństwo pochodzi od greckiego χριστιανους, od Khristos, gr. Χριστός co znaczy namaszczony olejem do namaszczania. A ten olej zawierał kanehbosm, czyli cannabis jak wyjaśnia to lingwistka Sara Benetowa! Przyjmowanie THC przez nacieranie się olejem z cannabis jest najsilniejszym i najzdrowszym sposobem! Ale chrześcijaństwo to nie tylko to.
Exodus 30:22-25 was created from 500 shekels (about 6 kg) of myrrh, half as much
(about 3 kg) of fragrant cinnamon, 250 shekels (about 3 kg) of fragrant cane
(kanehbosm, variously translated as cannabis or calamus), 500 shekels (about
6kg) of cassia, and a hin (about 4 L) of olive oil.
(22) I tak
powiedział Pan do Mojżesza: (23) Weź sobie najlepsze wonności: pięćset syklów
obficie płynącej mirry, połowę tego, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów
wonnego cynamonu i tyleż, to jest dwieście pięćdziesiąt syklów kanehbosm
(przetumaczono jako "wonnej trzciny"), (24) wreszcie pięćset syklów kasji,
według wagi przybytku, oraz jeden hin oliwy z oliwek. (25) I uczynisz z tego
święty olej do namaszczania. Będzie to wonna maść, zrobiona tak, jak to robi
sporządzający wonności. Będzie to święty olej do namaszczania.
Among the Hebrews, the act of anointing was significant in consecration
to a holy or sacred use: hence the anointing of the high priest (Exodus 29:29;
Leviticus 4:3) and of the sacred vessels (Exodus 30:26).
Priests and kings In the Hebrew Bible, the High Priest and the king are each sometimes called "the anointed" (Leviticus 4:3, 5, 16; 6:20; Psalms 132:10). Prophets were also anointed (1 Kings 19:16; 1 Chronicles 16:22; Psalms 105:15).
Anointing a king was equivalent to crowning him, in fact in Israel a
crown was not required (1 Samuel 16:13; 2 Samuel 2:4, etc.). Thus David was
anointed as king by the prophet Samuel: Then Samuel took the horn of oil,
and anointed him in the midst of his brethren: and the Spirit of the Lord came
upon David from that day forward. So Samuel rose up, and went to Ramah.—1 Samuel 16:13.
Takie kąpanie się, zanurzanie ludzi w wodzie jest znane jako mikvah (mykwa) i jest stosowane na zakończenie nazireatu, albo jeśli zetknął się z umarłym ciałem, czego nazireat nie dopuszcza. W Judaizmie kobiety po menstruacji też to wykonywały. Wielu też takie coś czyni po nocnej polucji (wylewie nasienia).
OBRAZKI
Yeshuah Ha Mashiah
Kluczową postacią chrześcijańskiego anarchizmu jest Lew Tołstoj (1828-1910) oraz jego książka "Królestwo Boga jest wewnątrz Ciebie"(1894) (dostępna online w wersji angielskiej) The Kingdom of God is Within You. Tołstoj postulował w niej społeczeństwo oparte na wolności, braku przemocy, współczuciu.
Fot. Harry Burton, za: wikimedia.
Arka przymierza mogła podobno wyglądać podobnie do tej skrzyni z grobowca Tutankhamuna
Arka Przymierza to skrzynia zawierająca dwie kamienne tablice z 10 przykazaniami napisanymi ręką יהוה (JHWH). Tworzyła coś jakby tron (miała złote wieko- siedzenie, zwało się to kapporeth) na którym siadał יהוה (JHWH). Oparciem były skrzydła cherubinów, których twarze patrzące jeden na drugiego były rzeźbione i były jedynym odstępstwem od zakazu przedstawiania rzeźbionych postaci.
Kiedyś Arka znajdowała się najpierw w przenośnym namiocie (ang. tabernacle) zrobionym wg wskazówek JHWH, a potem swe miejsce znalazła w Świątyni, Domu Boga (Beit Adonai, Bet HaMikdash), zbudowanej przez Salomona, usytuowanej na górze Syjon. Po tej świątyni, zburzonej przez Rzymian w czasie powstania żydowskiego około 70 roku naszej ery, pozostała jedna ściana, zwana ścianą płaczu. W miejscu świątyni gdzie kiedyś znajdowała się Arka Przymierza, dziś znajduje się meczet muzułmański zwany Kopułą na Skale, a według innych znajduje się on jednak nie na tym najświętszym ze świętych miejsc, i nie stanowi przeszkody w przypadku ponownej budowy III świątyni. W czasach ostatecznych, wtedy gdy nadejdzie 1000-letnie królestwo, miejsce to ma mieścić trzecią i ostateczną świątynię JHWH.
Meczet w miejscu Świątyni Salomona, Foto wg wikimedia
Widok Ściany Placzu, Góry Świątynnej z meczetem i Góry Oliwnej. wg bible.net.
Świątynia JHWH, opis z Wikipedii:
Powstała w latach 966-959 p.n.e. za czasów króla Salomona, który
podobno wzniósł ją w ciągu 7 lat na miejscu wskazanym uprzednio przez króla
Dawida, na wzgórzu Moria ("święta skała") w północno-wschodniej części
Jerozolimy, na którym Abraham miał złożyć w ofierze na żądanie Boga JHWH swego
syna Izaaka). Do Świątyni, otoczonej kilkoma dziedzińcami, przylegał od południa
zespół pałacowy. Pierwsza Świątynia została zniszczona przez wojska
babilońskiego króla Nabuchodonozora II (inaczej Nebukadneccar'a) w 586 roku
p.n.e.
Świątynia była miejscem wysławiania Boga JHWH i składania Mu
tam ofiar. Wewnątrz świątyni znajdowała się Arka Przymierza (hebr. aron berit),
czyli drewniana skrzynia obficie pozłacana, na wierzchu Arki znajdowały się
złote Cheruby (aniołowie) zakrywający arkę skrzydłami, zbudowana na pustyni
przez Mojżesza (ok. 1500 roku p.n.e.) na polecenie Boga (który podał dokładny
sposób jej zbudowania). W "Arce Przymierza" przechowywano kamienne tablice z
tekstem Dekalogu, które Mojżesz otrzymał od Boga na górze Synaj (Horeb). Przed
umieszczeniem Arki w Świątyni Jerozolimskiej znajdowały się w niej jeszcze inne
przedmioty (laska Mojżesza i naczynie z manną). Arka stała w specjalnym
pomieszczeniu, zwanym Miejscem Najświętszym ("Święte Świętych"), które było
odseparowane od reszty świątyni specjalną zasłoną, za którą nie wolno było
nikomu wchodzić, oprócz arcykapłana o ściśle określonych porach roku.(...)
Opis wyglądu arki
Fot. Filmowa rekonstrukcja arki
Exodus, Druga Księga Mojżeszowa (25: 10-22):
"Zrobią też skrzynię z drzewa akacjowego, dwa i pół łokcia długą, półtora łokcia
szeroką i półtora łokcia wysoką. Pokryjesz ją szczerym złotem. Pokryjesz ją od
wewnątrz i z zewnątrz. Zrobisz na niej dokoła złoty wieniec. Odlejesz także dla
niej cztery złote pierścienie i przytwierdzisz je do czterech krawędzi: dwa
pierścienie po jednej stronie i dwa pierścienie po drugiej stronie. I zrobisz
drążki z drzewa akacjowego, i pokryjesz je złotem. Drążki te włożysz do
pierścieni po bokach skrzyni, aby na nich nosić skrzynię. W pierścieniach
skrzyni pozostaną te drążki; nie będą z nich wyjmowane. Do tej skrzyni włożysz
Świadectwo, które ci dam. I zrobisz wieko ze szczerego złota, dwa i pół łokcia
długie, a półtora szerokie. Zrobisz też dwa cheruby z litego złota, zrobisz je
na obu krawędziach wieka. Jednego cheruba zrobisz na krawędzi z jednej strony, a
drugiego cheruba na krawędzi z drugiej strony; razem z wiekiem połączone
zrobicie cheruby na obu jego krawędziach. Cheruby będą miały skrzydła
rozpostarte do góry. Będą one okrywać swoimi skrzydłami wieko, a twarze ich
zwrócone będą ku sobie. Twarze cherubów zwrócone będą ku wieku. Na wierzchu
skrzyni położysz wieko, w skrzyni zaś złożysz Świadectwo, które ci dam. Tam będę
się spotykał z tobą i sponad wieka będę z tobą rozmawiał spośród dwóch cherubów,
które są na Skrzyni Świadectwa, o wszystkim, co jako nakaz przekażę ci dla synów
izraelskich."
(cytat z tej strony)
Fragment artykułu o tym:
"(...) Arkę Przymierza mistrzowie izraelscy pod kierunkiem Mojżesza na górze
Synaj wykonali według dokładnych instrukcji Jahwe. (...) Wewnątrz skrzyni
znajdowały się dwie kamienne tablice z treścią Dekalogu. Ale nie oryginał. Bo
ten, jak wiadomo, Mojżesz potłukł, widząc jak Izraelici zaczęli czcić złote
cielę. Ale kopie również były zapisane ręką Jahwe, więc ich wartość dla
Izraelitów była taka sama jak pierwowzoru. Na początku przechowywano ją w
namiocie zwanym Przybytkiem, którego wygląd Jahwe również opisał z najmniejszymi
detalami. Potem Arka została złożona w Jerozolimie, także w namiocie. Salomon
kazał dla Arki wybudować świątynię. Wznieśli ją feniccy mistrzowie, więc
przypominała ich świątynie ku czci Baala, Astarte i innych bogów.Zburzyli ją
najpierw Babilończycy, a po odbudowaniu - Rzymianie, gdy Izraelici zbuntowali
się przeciw ich panowaniu. Do dziś pozostała po niej tylko słynna Ściana Płaczu.
(...) "
(wg http://www.gildia.com/ )
Arka znajduje się dziś w świątyni Marii z Syjonu w Axum, Ythiopia.
Świątynia Marii z Syjonu w Axum, foto wg stronki Congo Natty, jungle.asp
Gebra Mikail, jeden z dawnych strażników arki. Obecny strażnik to Abba Tes Famerion
Foto ze strony www.indo.net.id/mbs/Over_the_Trail_of_the_Lost_Ark.htm
Świątynie w Axum. Foto wg Nat. Geographic
Arka- tak rzekomo ma wyglądać
Fot. Filmowa kopia Arki Przymierza oraz Najświętsze z miejsc, Święte świętych- świątynia Marii z Syjonu gdzie ma się znajdować arka.
Axum, foto wg stronki Congo Natty, jungle.asp
Arka przymierza i jej poszukiwania
Czy możliwe jest, aby Arka Przymierza znajdowała się w Etiopskiej kaplicy? Graham Hancock - jeden z najbardziej poczytnych autorów - spędził osiem lat, poszukując odpowiedzi na to pytanie.
Pokryta złotem i zwieńczona dwoma umieszczonymi naprzeciw siebie złotoskrzydłymi cherubinami, Arka Przymierza była zapewne wzbudzającym grozę przedmiotem kultu. Tym, co sprawiło, że stała się najświętszym - i najbardziej wszechwładnym - spośród wszystkich obiektów o charakterze religijnym, była jej zawartość. Arkę zbudowano w celu umieszczenia wewnątrz kamiennych tablic, na których Bóg wyrył Dziesięć Przykazań i - co za tym idzie - uważano, że posiada ona nadnaturalną moc. Biblia zawiera opisy, jak to, buchając ogniem i roztaczając wokół światło, sprowadzała plagi i surowe pożary na wrogów Izraela, równała góry, zatrzymywała rzeki i siała zniszczenie w całych miastach. Można ją zatem uznać za biblijny odpowiednik bomby atomowej. Jednakże, pomiędzy 900 a 500 r. p.n.e. Arka zniknęła z Pierwszej Świątyni w Jeruzalem -przeznaczonego dlań miejsca pobytu, powstałego po podboju Palestyny i utworzeniu państwa Izrael przez króla Dawida około 1000 r. p.n.e. Ponieważ Święte Księgi nie wspominają o Arce i miejscu jej przechowywania, jej zaginięcie uważa się za jedną z największych tajemnic biblijnych. Jedynie Etiopczycy są innego zdania...
Wieczny strażnik
Strażnik Arki - Abba Tesfa Miriam - przez resztę swego życia będzie strzegł tego, co uważa za świętą relikwię. Dopiero na łożu śmierci wyznaczy on swego następcę. Koptyjscy kapłani sprawują pieczę nad Arką w Aksum od 1600 lat.
Wyznawcy Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego czczą pewną relikwię, w przekonaniu, że jest to oryginalna Arka. Arkę tę przechowuje się w kościele św. Marii z Syjonu, w mieście Aksum. Pieczę nad nią sprawuje strażnik - koptyjski kapłan, który nigdy nie opuszcza tego miejsca i nigdy nikomu - nawet władcy Etiopii - nie pozwala na nią spojrzeć. Pozostałe 20 tysięcy kościołów w kraju posiada kopie Arki, przechowywane w miejscu znanym jako Świętość nad Świętościami. Kościół, który nie posiada takiej kopii, uważa się za miejsce nieświęte Znany pisarz - Graham Hancock -usłyszał tą legendę po raz pierwszy w 1983 roku., w trakcie zbierania materiałów do książki o Etiopii. W Świętej Księdze, i zwanej Kebra Nagast (Chwała Królów) znalazł on najstarszy zapisek traktujący o przybyciu Arki do Etiopii. Księga opowiada, jak to królowa Saba, podczas pobytu w Jeruzalem, poczęła dziecko, którego ojcem był król Salomon. Wróciwszy do Aksum, urodziła syna imieniem Menelik. Jakieś 20 lat później Menelik udał się do Jeruzalem i spędził rok na dworze swego ojca. Opuszczając Jeruzalem, ukradł Arkę i sprowadził ją do Aksum. Podczas pierwszego pobytu w Etiopii w 1983 r., Hancock wyznaczył sobie dwa zadania: odwiedzić kaplicę w Aksum i spytać strażnika o legendę Arki. „Przybyła do Etiopii, do tego świętego miasta... Od tego czasu pozostaje tu, w tym miejscu" - powiedział strażnik. Czyżby była to prawda?
Oddzielając prawdę od fikcji
Droga Arki Przymierza: Graham Hancock podążał śladem Arki - pokonując 3000 km i 1500 lat - od Jerozolimy, przez Elefantynę aż do Egiptu.
Opuściwszy Aksum, Hancock postanowił sprawdzić, czy historia ta ma jakiekolwiek oparcie w faktach. Początkowo badania nie były zbyt obiecujące. Profesor Richard Pankhurst - wybitny historyk specjalizujący się w tym temacie - powiedział Hancockowi, że podczas gdy legenda o Salomonie i Sabie osadzona jest korzeniami w starożytnej Etiopii, to Saba prawie na pewno pochodziła z Arabii, nie z Etiopii. Jeszcze większe wątpliwości budził fakt, że Aksum nie istniało w czasach Menelika. W istocie, nie ma śladów istnienia miasta przynajmniej do III w. p.n.e., tj. przez około 700 lat po jego śmierci. Hancock zaprzestał poszukiwań, ale nadal nurtowało go pytanie, czy w legendzie przypadkiem nie tkwi ziarno prawdy, siedem lat później podjął poszukiwania Arki, zwracając się do pierwotnego źródła danych - Biblii. Korzystając z komputerowej wersji starego Testamentu, znalazł ponad 200 wzmianek odnośnie Arki, aż do panowania króla Salomona ( 970-931 p.n.e. ). Potem nie wspomina się o niej aż do około 620 r. p.n.e., kiedy to dwa ustępy zdają się świadczyć na rzecz faktu, że nie ma jej już wówczas w Pierwszej Świątyni. Innymi słowy, mamy okres niewiele ponad 300 lat, w ciągu którego relikwia mogła w tajemniczy sposób zaginąć. Dysponując solidnym, komputerowym warsztatem badawczym, Hancock poszukiwał słów lub zestawień wyrazów, które występowały we wcześniejszych partiach tekstu i wiązały się z Arką. Rozumowanie swoje oparł na przekonaniu, że każde wystąpienie tego rodzaju wyrażeń w ciągu trzech stuleci stanowiłoby przekonywującą, aczkolwiek pośrednią, wskazówkę dotyczącą momentu i okoliczności jej zaginięcia. Stosując tę technikę, Hancock ustalił, że Arka prawdopodobnie pozostawała w Pierwszej Świątyni przynajmniej do 701 r. p.n.e. Oznacza to, że zaginąć mogła w stosunkowo krótkim, tj. 80-letnim, okresie, pomiędzy 701 a 620 r. p.n.e.
Kościół św. Marii z Syjonu w Aksum uważa się za miejsce przechowywania oryginalnej Arki Przymierza. Funkcja Strażnika Arki nie należy do obowiązków chętnie podejmowanych. w 1980 r. pewien kapłan odmówił tego "zaszczytu" i był przez wiele miesięcy więziony w kościele zanim ostatecznie podjął się pełnić powierzoną mu misję.
Zniknięcie Arki
Świątynia Skały w Jerozolimie stoi w miejscu, w którym Salomon nakazał wybudować Pierwszą Świątynię Żydowską, w której miała być przechowywana Arka. Meczet jest świętym miejscem islamu, toteż archeolodzy nie mieli możliwości przebadania ruin Świątyni Żydowskiej.
Dlaczego w takim razie zniknęła? Wyniki dalszych badań sugerują, że Arka mogła być wywieziona podczas panowania króla Manassesa (687-642 p.n.e.). Był on znanym grzesznikiem, który odwrócił się od judaizmu. W 1990 r. dr Menahem Haran z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jeruzalem powiedział Hancockowi, że Arka mogła opuścić Jeruzalem około 650 r. p.n.e. za sprawą kapłanów wiernych judaizmowi. Było to wówczas, gdy Manasses postawił pogański posąg w Świątyni. Przerażeni perspektywą profanacji Arki przez obecność tegoż posągu, kapłani - dla bezpieczeństwa - mogli wywieźć ją w inne miejsce. Jednakże dr Haran nie chciał spekulować na temat przypuszczalnego miejsca pobytu Arki. Kilka tygodni po rozmowie z Haranem, Hancock uzyskał prawdopodobną odpowiedź od niemieckich archeologów prowadzących wykopaliska na Elefantynie, wyspie usytuowanej na Nilu. Okazało się, że w czasie wykopalisk odnaleziono zapiski wskazujące, że około 650 r. p.n.e. kapłani uciekający przed Manassesem wybudowali tu świątynię. W tych czasach była to jedyna, poza Jeruzalem, świątynia żydowska. Według Biblii Świątynią w Jeruzalem została wybudowana wyłącznie po to, by służyć jako „miejsce przechowywania Arki Przymierza." Czy zatem nie jest prawdopodobne, że świątynia na Elefantynie powstała w tym samym celu? Kolejne wskazówki także zawdzięczamy niemieckim archeologom. Stwierdzili oni bowiem, że po około 200 latach, w V wieku p.n.e. świątynia została zburzona, w wyniku konfliktu z lokalną społecznością egipską. W tym samym czasie zniknęli Żydzi zamieszkujący Elefantynę. Nie pozostały żadne ślady wskazujące na pogrom. Wydaje się, że po prostu „spakowali swoje manatki" i opuścili wyspę. Archeolodzy nie mieli koncepcji, co do miejsca, w które mogli się udać, ale Hancock miał swoją własną teorię.
Kryjówka na wyspie
Kapłani z wyspy Tana Kirkos twierdzą, że ich kościół został wybudowany w miejscu, w którym niegdyś przechowywano Arkę Przymierza. Wierzą, że ich poprzednicy przed obliczem Arki składali ofiary ze zwierząt.
W listopadzie 1989 r. Hancock przeprowadził gruntowne badania jeziora Tana w Etiopii, skąd bierze swój początek Nil Błękitny. To gigantyczne rozlewisko wody, usytuowane 1830 metrów ponad poziomem^morza, usiane jest setkami trudno dostępnych wysepek, które stanowić mogły idealne miejsce schronienia, być może, dla uciekających z Elefantyny Żydów. Hancock zbadał klasztory, które istnieją na tychże wysepkach od czasów przyjęcia przez Etiopię chrześcijaństwa w 300 r. n.e. Na jednej z najbardziej oddalonych wysepek - Tana Kirkos - opowiedziano mu niezwykłą wersję znanej legendy o przybyciu Arki do Etiopii.Mnisi z wyspy Tana Kirkos utrzymują, że kiedy święta relikwia przybyła do Etiopii, to - wbrew twierdzeniom większości etiopskiego kleru - nie została ona przewieziona bezpośrednio do Aksum, lecz najpierw trafiła na ich wyspę. Czy jest możliwe, aby w następstwie zburzenia świątyni na Elefantynie, żydowscy uchodźcy uciekli na południe, zabierając ze sobą drogocenną relikwię? Gdyby postępowali wzdłuż systemu rzecznego Nilu, poprzez pustynie Sudanu i dalej górzyste obszary Etiopii, dotarliby do Jeziora Tana. „Święta Arka pozostawała tutaj, na Tana Kirkos, przez około 800 lat" - powiedział Hancockowi jeden z zakonników. Później król Ezana, za sprawą którego Etiopia przyjęła chrześcijaństwo w IV w. n.e., zabrał Arkę do Aksum i umieścił ją w tamtejszym kościele. Tak oto ostatni fragment układanki trafił na swoje miejsce. Jeżeli król Ezana przeniósł Arkę z Tana Kirkos do Aksum około 300 r. n.e. i jeśli Arka pozostawała na Tana Kirkos przez 800 lat aż do tej daty, musiała przybyć na wyspę na Jeziorze Tana w V w. p.n.e. W tym samym czasie zburzono świątynię na Elefantynie.
Powrót do Aksum
Święto Timkat w Aksum stanowi symboliczne przedstawienie przybycia Arki do Etiopii, tak jak zostało to przedstawione na wielu malowidłach Lokalna społeczność jest niezwykle dumna z tradycji związanych z Arką. Kiedy w 1988 r. rząd Etiopii podjął próbę usunięcia Arki z Aksum, mieszkańcy miasteczka wystąpili przeciwko żołnierzom i powstrzymali ich.
W styczniu 1991 r., bogatszy o nowe odkrycia, Hancock powrócił do Aksum. O tej porze roku Arka - zgodnie z wierzeniami - opuszcza miejsce znane jako Świętość nad Swiętościami, aby uświetnić religijną procesję podczas dorocznych obchodów święta Timkat. Strażnik, którego Hancock spotkał podczas swej pierwszej "wizyty w Aksum, już dawno temu zmarł. Kolejnym strażnikiem Arki został Gebra Mikail - wysoki, zbliżający się do 60-tki, siwowłosy mężczyzna, o mocnej budowie ciała, z głęboko osadzonymi oczyma, przysłoniętymi kataraktą. Hancock wyznał, że przebył długą drogę w nadziei zobaczenia Arki na własne oczy. „Zatem przykro mi, że odbył pan podróż zbyteczną, bowiem nie ujrzy jej pan" - odpowiedział. Pomimo dalszych nalegań, Hancock nie był w stanie uzyskać więcej informacji. Ostatnie słowa Strażnika brzmiały: „Czyni cuda i... sama w sobie jest cudem. To rzeczywisty cud. To wszystko co mam do powiedzenia." Następnego wieczora Hancock był świadkiem obchodów Święta Timkat. Dźwiganą przez kapłanów potężną, prostokątną skrzynię, okryto ciężką, błękitną materią z wyszytym nań symbolem gołębia. Jednakże skrzynia nie była pokryta złotem, brak było także zwieńczającego cherubina na szczycie. Nie przypominała biblijnej Arki. Przez cały czas trwania, procesji Hancock wypatrywał Gebry Mikail - strażnika Arki. W czasie dwudniowego święta, Strażnik nawet na moment nie opuścił kaplicy. Nie interesowały go wydarzenia na zewnątrz. Pozostał w kaplicy, w miejscu zwanym Świętością nad Świętościami, wypełniając nałożony nań obowiązek.
Kres poszukiwań
Hancock poświęcił osiem lat na poszukiwania, które biorąc swój początek i kończąc się w starożytnym mieście Aksum, zatoczyły pełne koło. Czy w miejscu zwanym Świętość nad Świętościami, pod czujnym okiem strażnika spoczywa prawdziwa Arka Przymierza? Czy też nadal pozostaje w ukryciu, oczekując na swego odkrywcę gdzie indziej?
Inne teorie
Także inni badacze twierdzą, że odnaleźli zaginioną Arkę Przymierza, jednak nie wszystkie roszczenia można poddać gruntownemu sprawdzeniu. Pracownicy Instytutu Renowacji Zabytków Historii Starożytnej utrzymują, że w październiku 1981 r. odnaleźli Arkę w jaskini na górze Nebo w Jordanii. Jednakże rząd Jordanii odmawia wydania pozwolenia na zabranie obiektu z jaskini, toteż żaden niezależny badacz problemu nie może potwierdzić lub obalić tych rewelacji. Ron Wyatt z Neshville w Tennessee twierdzi, że w styczniu 1982 r. znalazł Arkę w pobliżu Aszkelonu, w Izraelu. Przez trzy lata prowadził on wykopaliska poniżej przypuszczalnego miejsca ukrzyżowania Jezusa. Wyatt zrobił zdjęcia Arki, ale twierdzi, że podczas wywołania uległy one tajemniczemu zamgleniu. Na jednej z fotografii naszkicował zarysy Arki.