Autorzy serialu dokumentalnego Zeitgeist, najbardziej popularnego filmu dokumentalnego w polskim Internecie, na tapetę wzięli dwie walące się wieże 11 września roku 2001. Ich hipoteza: wieże Word Trade Center wcale nie runęły w wyniku uderzenia samolotu, Mało kto wie, że zwaliły się nie dwie, ale trzy wieże. Zwaliła się także mniejsza wieża nr 7, niej wysoka- tylko 47 pięter, w którą nic nie trafiło! Czy zawaliła się od pożaru, jak wyjaśnia rządowy, jednogłośnie przyjęty dokument?
Rządowy raport usiłuje przekonać że dwa samoloty, ten który uderzył w Pentagon i ten który spadł koło Shankaville, w istocie wyparowały od temperatury. Jakżeż więc mogły spłonąć ważące 12 ton tytanowe i stalowe elementy silników Rolls-Royce’a, w które wyposażone były oba samoloty? Porównanie zdjęć z Shankaville i innych katastrof samolotów nie pozostawia wątpliwości: rząd USA kłamie.
Tego dnia, akurat tego dnia, miały miejsce ćwiczenia antyterrorystyczne. Porywano i uprowadzano samoloty na potęgę- aż 22, myśliwców było zaś 8. Kontrola przestrzeni powietrznej normalnie po minucie po zboczeniu z wyznaczonego kursu zgłasza ten fakt panom od samolotów myśliwskich. Normalnie w ciągu 10 minut od zgłoszenia dolatują do uprowadzonego samolotu- rok wcześniej nie zawiedli ani razu na ponad 60 przypadków. Zaś 11-go września zawiedli w 4 przypadkach, ba, zajęło im dłuuugie 80 minut nim coś wystartowało…
Budynek został rozmyślnie zniszczony przez odpowiednie rozmieszczenie materiałów wybuchowych. Wywiadu udzielają konstruktorzy budynku, którzy zarzekają się że zbudowali go odpornego na uderzenie boeinga, ponadto po zawaleniu się budynku powinny pozostać arcysilny szkielet 47 stalowych kolumn na których budynek się opierał. Budynki te zawaliły się niemal z prędkością swobodnego lotu kuli bilardowej! Piętra zawalały się z prędkością 10-ciu na sekundę!
Profesor fizyki zastanawia się jak mogły zawieść stalowe kolumny, i „puszczać” równocześnie? Wg niego zostały one pocięte. Pan od wyburzeń pokazuje jak ucina się kolumny pod kątem. Ba, w materiale sfilmowanym po katastrofie wyraźnie widać kolumnę przeciętą pod kątem. Ba, przez 6 tygodni temperatura w rumowisku dochodziła do 1100 stopni C, o 260 więcej niż w przypadku pożaru paliwa lotniczego! Gorąca stal płynęła rynsztokami i kanałami, jak lawa z wulkanu.
Podaje się teorię użycia termitu jako materiału wybuchowego. Analiza mikroskopem elektronowym szczątków ruin to potwierdza, znaleziono także ślady innych substancji stosowanych do burzenia budynków. A budynek nr 7, to, jak pokazuje analiza filmów i opinie ekspertów, fachowe wyburzanie budynków w centrach miast tak by oszczędzić sąsiednie gmachy oddalone tylko o kilka metrów. Najpierw wysadzono centralne kolumny, a potem dopiero ściany boczne.
Wypowiadają się pracownicy WTC, którzy przeżyli wybuchy w piwnicy, podczas gdy samolot uderzył w górne piętra. Udzielający wywiadu mówią o drugiej eksplozji, o tym jak słyszeli „bum bum bum bum”, głos jaki daje szereg po sobie następujących eksplozji. Inny porównuje to do głosu jaki daje karabin maszynowy, potem mówi o trzech eksplozjach.
11 września rano oficjele rządowi jedli śniadanie z pakistańskim generałem, Mahmoudem Ahmadem, tym samym który wg treści tego filmu poprosił Achmeda Sheika o wysłanie porywaczom 100 tysięcy dolarów transferem. Nazwisk porywaczy nie było na listach pasażerów, ba, nie było żadnych arabskich nazwisk. Paszport jednego z porywaczy znaleziono rzekomo w ruinach. Jak było to możliwe że z tak gorącej eksplozji z której nie pozostało wiele poza potopioną stalą, przetrwał paszport? Ba, później okazało się że ów zamachowiec żyje, jak co najmniej 6 z 19-osobowej grupy!
Jim Bath to osoba która była przyjacielem rodziny Bushów, jak i pracownikiem rodziny Bin Ladenów. Bush senior podróżował w latach 1998 i 2000 na spotkania z rodziną Bin Ladenów w imieniu firmy Carlyle Group, ba, spotkał się ze starszym bratem Osamy rankiem 11 września. Owa firma to jedna z największych zbrojeniowych potęg świata.
Hani Hanjour, ten który miał rzekomo wlecieć boeingiem w ścianę Pentagonu dokonując w tym celu spiralnego skrętu o 270 stopni, podobno wcale nie umiał latać- tak wypowiadają się pracownicy szkoły pilotów. Inni z nich twierdzą że był potwornie nieudolnym pilotem. Mówią że są w szoku że był on w stanie pilotować i jeszcze trafić w Pentagon. Ba, w którego zgliszczach nie ma bagaży, siedzeń, blachy, tytanu z silników, tylko cegły! Jakiż to płomień mógł spowodować odparowanie tytanu, a pozostawić nadpalone szczątki ofiar?
Jakiś to wniosek płynie z owego arcypopularnego serialu? Kto ma media, ten ma władzę do dyktowania swojej wersji historii- ja przez lata bowiem słyszałem inną wersję tego zdarzenia. Ów film historyczny świadczy że można dokonać gigantycznego spektakulum dla całego świata. Prawdę o tych wydarzeniach zna chyba tylko garstka ludzi, którzy zapewne nigdy nie odpowiedzą przed sądem za to że coś zataili. Być może prawdą jest przekaz płynący z „Nightwatching” Petera Greenawaya: "Życie jest ciężkie, niesprawiedliwe, brutalne, rozczarowujące, nie do zniesienia. Nie ma sprawiedliwości i nigdy jej nie będzie".
„Zeitgeist”, odcinek II, Świat jest sceną
Link http://video.google.pl/?ie=UTF-8&hl=pl&tab=wv, UWAGA: odcinek ten zaczyna się od 37-mej minuty.
„Niewygodne fakty”, inny arcypopularny film w polskiej sieci:
http://video.google.pl/?ie=UTF-8&hl=pl&tab=wv
Kupujmy więcej przedmiotów, będziemy szczęśliwi. Przynajmniej taki przekaz jest wpajany milionom widzów różnych kanałów.
Żyłem w kilku różnych krajach. Wszędzie tam były obecne pewne "postmaterialne" idee, poza Polską. Jak mi ironicznie opowiadali różni kontestatorzy współczesności Polska jest takim krajem gdzie babinka kupuje sobie reklamowany w telewizji produkt i oczekuje że jedząc go będzie szczęśliwsza. Propagandę komunistyczna zastąpiła lepiej robiona propaganda szczęśliwości osiąganej dzięki zakupom. Oczywiście, często w istocie jesteśmy szczęśliwsi dzięki zakupom, ale w momencie gdy zamieniamy dobry produkt na inny nieco lepszy to już przekraczamy pewną granicę marnotrawstwa.
Niewiary w komercyjny świat produktowej szczęśliwości uczy wielu alternatywnych twórców ale ci dla komercyjnego mainstreamu są wrogami. Często przedstawia się ich jako społeczne śmieci, degenertów. Dzieci chowa sie pod kloszem, byle tylko nie miały styczności z całą kontestacją „kupnej” szczęśliwości. Zresztą te środowiska alternatywne nie są duże. W Polsce zresztą już ich prawie nie ma, dość prozaicznie wybyły za granicę w poszukiwaniu lepszej pensji. Nawet wrogowie komercji nie chcieli tu pracować za 1/6 stawki na wyspach.
Co robią,jak żyją ci wrogowie współczesnej komercjalizacji? Telewizory zanieśli do piwnic już wieki temu. Nie korzystają z mainstreamowych mediów, szperają w Internecie w poszukiwaniu interesujących ich informacji. Po pracy chodzą na imprezy zaludniając wszelkiej maści kluby. Żyją w grupach, słuchają niekomercyjnych gatunków muzyki. Latem potrafią wyruszyć w bardzo dalekie podróże za niewielkie pieniądze.
Aby zrozumieć Polskę, trzeba mieszkać w Warszawie. Z Zachodu Polski tego nie widać. Tam jest często już normalnie- chodniki, ulice, domy – im bliżej Niemiec niż Polski. Z tamtej perspektywy Polska wydaje się normalnym krajem, z normalną demokracją etc.
Ten czar pryska w Warszawie. Miasto trzeciego świata, wielka prowizorka bud i straganów pomiędzy normalnymi budynkami. Upadłe centrum miasta, z Chmielną- deptakiem zamienionym w podły slums.
A przede wszystkim ludzie. Ci warszawscy są inni- nie tworzą społeczności, jak ludność miast na zachodzie Polski. Są bardziej konserwatywni, przy nich zachodnia Polska wydaje się ultraliberalnym rajem. Do Warszawy „nie doszło” wiele z idei i zachowań które przedarły się przez polską granicę.
Uważam siebie za ofiarę polskiego pr-u. Gdybym wiedział, w jakim stanie jest ten kraj, przenigdy nie wracałbym z Wielkiej Brytanii. Ale niestety, z perspektywy polskiej zachodniej prowincji tego nie widać. Byłem głupi.
Jesteśmy krajem, w którym rządzą posiadający wpływy w mediach. Myślicie że jak wyślecie tekst do działu opinii jakiejś gazety tak jak inni autorzy, to on się ukaże? Bzdura, to przywilej dostępny nielicznym mającym wtyki, znajomości, powiązania. Media rządzą światem, determinują to o czym myślą ludzie poprzez mechanizm przypominania poszczególnych tematów, układania tzw. agendy- kolejności tematów jakie poruszają, promowania najważniejszych problemów. W moim mieście politycy kontrolują 90 % mediów poprzez system dotacji dla lokalnej kablówki czy miesięczników, czy bezpośredniej kontroli w ramach mediów publicznych.
Dodatkowo o naszym losie decyduje konserwatywny elektorat z mniejszych miast, miasteczek, wiosek bardzo ludnego południa Polski: Galicji, kraju bardzo tradycyjnego. Nie jesteśmy krajem w którym landy decydują same o swoich prawach, jak np. RFN, w którym każdy land ma inne prawa odnośnie narkotyków miękkich. Jesteśmy krajem, w którym mądrzy, inteligentni ludzie: naukowcy, specjaliści, nie mają de facto żadnego wpływu na władzę. I nie mogą mieć, ponieważ zwykle mają inny światopogląd, nie pasujący do światopoglądu władz. Do mediów publicznych czy prywatnych tych o odmiennym światopoglądzie nawet się nie zaprasza.
Zostają ci naukowcy którzy pasują światopoglądowo, ale zwykle też w dziedzinie nauki prezentują podobną otwartość na nowe prądy i poglądy. Na Zachodzie Europy nie mieliby szans nie znając języków i mając niskie kwalifikacje.
Jesteśmy, podobnie jak Bułgaria i Rumunia, krajem z którego uciekają elity intelektualne, dodatkowo oprócz tych dwóch krajów jesteśmy najbiedniejszym krajem w Unii Europejskiej. Czechy czy rządzona przez liberałów Estonia są dziś o połowę zamożniejsze. O tym się nie mówi w mediach, bo ci którzy zostają, nie chcą podkopywać swojej pozycji. Każdy, kto dostrzeże różnice między Polską a Zachodem Europy, widzi przepaść tak wielką, że jedyne co pozostaje, to emigracja.
Polski PR głosi że Polska to kraj normalny, gdzie kariera w zachodnim stylu jest możliwa. Bzdura, przekona się o tym każdy kto kiedykolwiek spojrzał bliżej w oszustwo polskiego systemu. Brak konkursów czy to na stanowiska zawodowe czy naukowe, wszechogarniająca Vetternwirtschaft, „gospodarka krewnych i znajomych”, jedna wielka sitwa, mafia układów i układzików.
Polskie gazety, od „Przekroju” i „Wyborczej” do „Dziennika” czy „Rzeczpospolitej” perfidnie nas zwodzą. Dziennikarze zapewne myślą że „pudrując” rzeczywistość ratują nasz kraj przed masową emigracją wszystkiego co ma mózg, podczas gdy po prostu od lat zmiatają problemy pod dywan. Efektem jest brain drain, emigracja kapitału ludzkiego, który jest zbyt inteligentny by łyknąć zwykły PR.
O telewizji nie ma sensu mówić- w kraju w którym podlega ona pod polityków prawdziwa wolność słowa jest tylko w prasie. Telewizja i jej treści to wynik „prasowych walk”, bo tylko ten rynek jest wolny od politycznej kontroli, choć nie do końca, jak w przypadku „Reczpospolitej” mającej 49-% udział rządu w kapitale.
Gdybym wiedział jaka jest Polska widziana z tej warszawskiej perspektywy- , nigdy by mi przez głowę nie przeszła myśl powrotu z emigracji.
Ale no cóż, media sieją PR. Aby zrozumieć Polskę, trzeba przyjechać do Warszawy. Praga, Budapeszt, to europejska elegancja, Warszawa to azjatycki burdel, jarmark „Azja”. A ja siedzę w nim.
Jah Bless, i dwa razy pomyślcie czy wracać z emigracji jak już wyjedziecie.
(treść starego zaproszenia na Marsz Wyzwolenia Konopiii)
Znani ekonomiści, laureaci nagrody Nobla- Milton Friedman (historia i teoria monetaryzmu, polityka stabilizacyjna), Georgre Akerlof (asymetria dostępu do informacji, autor artykułu "The Market for Lemons: Quality Uncertainty and the Market Mechanism", opublikowanym w Quarterly Journal of Economics in 1970) oraz Vernon Smith (ekonomia eksperymentalna) popierają zakończenie prohibicji marihuany i traktowanie jej na równi z innymi substancjami: alkoholem i tytoniem. Pełna lista kilkuset ekonomistów apelujących do rządu USA o zniesienie sankcji wobec osób ją konsumujących znajduje się tu: http://www.prohibitioncosts.org/endorsers.html
Ekonomiści domagają się rozpoczęcia uczciwej i otwartej debaty na temat prohibicji marihuany. Istniejące dowody sugerują że prohibicja ma minimalne zalety, może jednakże powodować ogromne szkody.
Zapraszam Państwa do wzięcia udziału w naszej dorocznej paradzie „Marsz Wyzwolenia Konopii” w tą sobotę, dnia 17 maja 2008 o godzinie 16 (rozpoczęcie marszu pod Pałacem Kultury i Nauki). Mają Państwo szansę zobaczyć, że konsumenci marihuany nie są wykolejeńcami, pasożytami, nicnierobami. Są wśród nich także zwykle osoby twórcze, bardzo towarzyskie, mające zwykle dość produktywne drogi życia, choć z pewnością bardziej liberalne obyczajowo. Przeczy to stereotypom usilnie podtrzymywanym przez polskie konserwatywne gazety i inne media. Cenzura i manipulowanie informacjami, jakiego się dopuszczają dziennikarze tego kraju, o paleniu marihuany nie pisząc nic, jest być może realizacją jezuickiej maksymy „celu uświęcającego środki” i konserwatywnej ideologii nie dającej ludziom prawa do wolności i decydowania o swoim postępowaniu. Ekonomiści uznają jedkaże ludzi jako racjonalnych na zasobie informacji jakim dysponują.
Ja sam popieram legalizację marihuany, znając przez 12 lat jej regularnego palenia jej skutki, możliwe niebezpieczeństwa wynikające z przesadnej konsumpcji, przed którą przestrzegam, oraz znając działanie innych substancji: alkoholu i papierosów. Być może ta wiedza nie jest niektórym po prostu dostępna i stąd te osoby mają inny zasób informacji, w wyniku czego np. prasa cenzuruje tego typu akcje i uniemożliwia ludności zdobycie wiedzy prezentującej odmienne poglądy od stereotypowych uprzedzeń Przez to szerzą się represje wobec osób mających inne poglądy, są one karane sądownie za coś co np. w Czechach jest legalne (posiadanie oraz hodowla marihuany na własny użytek) i skazywane na wyroki do 5 lat więzienia.
----
17 maja 2008 roku organizujemy wielką wielotysięczną manifestację mającą na celu zmianę prawa o marihuanie w Polsce. Jest to temat który jest jednym z kolejnych wielkich polskich tabu. Na temat marihuany i jej szkodliwości w Polsce dominują same uprzedzenia, podsycane przez konserwatywne media i konserwatywnych katolickich polityków. W Polsce konserwatyści wykorzystują organy Państwa do prowadzenia Inkwizycji XXI wieku na skalę nieznaną nigdzie w Europie Zachodniej.
To jak rzeczywiście szkodliwa jest marihuana, można sprawdzić w tych wg mnie bardzo wiarygodnych publikacjach:
http://www.merck.com/mmpe/sec15/ch198/ch198j.htmlhttp://www.bbc.co.uk/science/hottopics/cannabis/https://hyperreal.info/bbc_cannabis_mniej_szkodliwa_niz_papierosy
Ostatnio tak sobie grzebałem po polskich forach dla rasta (jest ich trochę, na gronie jest kilka, w sieci są co najmniej ze 4, często przyklejone do forów o reggae etc). Ogólnie to w Polsce mało kto dobrze wie o co w rasta chodzi, ale na szczęście są tam (rzadcy) ludzie którzy chyba coś kminą.
Niestety nie wszystko: nawet sposób w jaki to określają ”rastafarianizm” świadczy o dziwnym poczuciu tego czym jest rasta, bo rastamani unikają jak mogą słów zakończonych na –izm, które wymyślili ludzie by stworzyć podziały w społeczeństwie poprzez –izmy i –schizmy. Słowa „rastafarianizm” unikają w szczególności, bo uważają że przezwyciężyli podziały. Ja tego „izmu” też nie trawię, ale niestety, ten słowny potwór żyje własnym życiem.
Najtrudniejszym testem dla różnych forumowych rastamanów jest przebrnięcie przez temat Haile Sellasie I. Na ogół mało kto słyszał o proroctwie Markusa Garveya:
„Spójrzcie na Afrykę, na koronację Czarnego Króla; on będzie Odkupicielem”.
Oczekiwanie na Mesjasza było wywołane przepowiedniami z Apokalipsy o przyjściu Mesjasza pod postacią Lwa Judy z rodu Dawida (Apokalipsa 5:5). Ruch Rastafari wg niektórych źródeł narodził się w momencie gdy żołnierze etiopskiej partyzantki pod wodzą Ras Abede Aregai obiecali nie ścinać włosów póki „Lew Judy”, cesarz Haile Selassie, nie wróci na tron.
Oto słowa jakie wypowiedział 225 Cesarz Etiopii, Król Królów i Pan Panów, Zwycięski Lew z Plemienia Judy, Haile Selassie I
„Musimy przestać mylić religię z duchowością. Religia to zbiór zasad, reguł i
rytuałów stworzonych przez ludzi których zamiarem była duchowa pomoc ludziom. Z
powodu ludzkiej niedoskonałości religia stała się skorumpowana, polityczna,
dzieląca, stała się narzędziem do walki o władzę. Duchowość to nie teologia albo
ideologia. To po prostu droga życia, czysta i pierwotna jak dana przez
Najwyższego. Duchowość to sieć łącząca nas z Najwyższym, z wszechświatem i do
siebie nawzajem!”
„Nikt nie powinien kwestionować wiary innych, bo żadna istota ludzka nie może
oceniać dróg Boga.”
„Póki filozofia która wywyższa jedną rasę a inną
poniża, nie zostanie ostatecznie i permanentnie skompromitowana i opuszczona,
póki nie będzie już obywateli pierwszej czy drugiej kategorii jakiejkolwiek
narodowości, kiedy kolor skóry człowieka nie będzie miał większego znaczenia niż
kolor jego oczu, i kiedy podstawowe prawa człowieka będą jednakowo gwarantowane
dla wszystkich bez względu na rasę; dopóki ten dzień nie nastąpi, marzenie o
światowym pokoju i światowym poczuciu obywatelstwa oraz o rządach światowej
moralności nie pozostanie niczym więcej jak krótkotrwałą ułudą, tropioną ale
nigdy nie osiągniętą.”
Nie wiem, jestem zmęczony tą dyskusją na różnych forach o tym, kim tak naprawdę był cesarz. Uważam że każdy musi to czuć na swój sposób i każdy ma prawo do własnej opinii. Nie ma sensu o tym rozmawiać i tworzyć nowe podziały starając się to ubrać w terminy i słowa, bo każdy to widzi na swój sposób. Ważne jest jednak by ludzie mieli choć trochę wiedzy jeśli chcą najeżdżać i krytykować to że ktoś jest rasta, i jeszcze w dodatku białym rasta, co szczególnie szokuje różnych kolorystów.
Ludziom brakuje szacunku. Wiele razy mi się zrobiło nieco smutno gdy zobaczyłem z jakim lekceważeniem pisali swoje posty krytykując rzeczy które są dla mnie cenne, a o których często wiedzą zbyt mało by móc mieć moralne prawo do ich krytyki. Ja uważnie czytałem o różnych filozofiach i religiach i droga rasta wydała mi się najwłaściwsza. Na koniec chciałbym zacytować Aldousa Huxley’a na którego cyctat trafiłem gdy zacząłem wieki temu grzebać po necie w poszukiwaniu czegoś o rasta. Cytat ten mocno na mnie wówczas wpłynął:
''Chciałem zmienić świat. Doszedłem jednak do wniosku, że można jedynie być
pewnym ze zmienienia samego siebie.''
Hallelu-Jah.
Kiedyś, dawno temu, byłem konserwatywny w poglądach. Pamiętam, jak kiedyś uważałem że wszystko wiem najlepiej, że inni wokół mnie są głupsi, że są w błędzie, a tylko ja wiem najlepiej. Przy tym jak na swój wiek byłem dość oczytany, tak mnie ukształtowało dzieciństwo mola książkowego żyjącego w oddalonym domku na przedmieściach.
Dziś, z perspektywy czasu wiem że byłem, jak to mówią rastamani, „educated fool”, wykształconym głupkiem. Czego mi brakowało, i być może po dziś dzień brakuje, to życiowej pokory, umiejętności słuchania innych. Nawet dziś znów to wyszło na treningu sztuk walki.
Pamiętam, jak opuściłem rodzinny dom i przeniosłem się do internatu w wieku lat nastu. Konserwatywni rodzice wpoili mi pewien podział na złych i dobrych. Moi nowi koledzy z internatu byli właśnie tymi „złymi”, klęli tak że czerwieniłem się przy nich ze wstydu. Ale szybko okazali się być strasznie szczerymi i uczciwymi ludźmi. Cała nauka wpojona w rodzinie, że ludzie noszący sie tak i tak, ubierający takie a nie inne ciuchy są źli, wzięła w łeb.
Ja nagle z bycia „najmądrzejszym” doszedłem do strasznego wniosku, ile to radości straciłem mogąc mieć fajnych przyjaciół spośród osób które uważałem ongiś za „brudasów”, a w rzeczywistości byli to ciekawi i obyci ludzie, taka nastoletnia bohema. Miałem mało przyjaciół, nigdzie nie bywałem, po przyjściu ze szkoły siedziałem w domu.
Pamiętam, jak wówczas czytywałem konserwatywne gazety codzienne, przynoszone do domu przez ojca z biura. W wielkim skrócie, stało tam że jakaś część społeczeństwa, młodzieży, to brudasy, degeneraci. Pomiatałem więc nimi tak jak pomiatano nimi w koserwatywnej prasie codziennej, której publicyści rysowali linie podziału świata na dobrych i złych, mądrych i głupich. Dziś wiem, że swymi podziałami wprowadzali i może jeszcze wprowadzają ludzi w błąd.
Ten cały świat upadł jeszcze w gimnazjum i liceum, a potem odzedł w zapomnienie na studiach. W Internacie słuchaliśmy Paktofoniki o tym że „ja to ja to jasne jak dwa razy dwa”, że „fason swój dobieram sam jak staruszka korale”. Tak, dobrze pamiętam te słowa:
„Jest pewien Smok, który nie jest gadem.
Podąża śladem serca, a nie za stadem.
Jego skronie ozdabia tkany wolnością diadem”
Przy takich słowach paliliśmy nasze pierwsze spliffy, poznawaliśmy się nawzajem. Lata później, na drugim roku studiów poznałem K., rastucha który nauczył mnie grać na bębnach, tańczyć, bawić się. Przez niego dowiedziałem się o rasta. Przedtem chodziłem do kościoła, traktowałem obrzędy jako obowiązek, a kościół jako miejsce gdzie jest Bóg. Modliłem się do złotego ołtarza, klepałem modlitwy jak zaklęcia mające dać mi pomyślność Boga. To było jakieś puste, za całymi tymi obrzędami nie było tego osobistego stosunku do siły wyższej, ktory poznałem dopiero przez rasta.
Dziś po prostu postępuję dobrze, chwalę Jah przez swoje postępowanie, bo Jah jest wszędzie, nie tylko w kościele. Jestem weganem od paru lat, nie piję nawet mleka. Jem wg typowej dla rastamanów diety Ital, żywię się orzechami, owocami, warzywami. Można przyrządzić tak pyszne potrawy że nijak nie dadzą się porównać z tą typową kuchnią, dużo tu kuchni indyjskiej, przypraw z całego świata.
Teraz, po latach, mam wrażenie że jestem normalnym człowiekiem. Jeżdżę na rowerze do downhillu, umiem jakieś podstawowe triki, nie zabiję się na hopce. W capoeirze już walczę tak że nie mogę siebie poznać. Dobrze czuję się z przyjaciółmi, wiem co jest fajne w życiu- muzyka, imprezy, przyjaciele, ale też dom, kochająca kobieta. Pomagam innym ile mogę, właśnie załatwiłem pracę i dałem moje stare ciuchy, namiot i kalimatę bezdomnemu 20-latkowi z mojego miasta, któremu jeszcze udaje się żyć z dala od systemu tej państwowej pomocy dla bezdomnych, dającej im wikt i opierunek, ale nie wędkę. Na razie dostał ciuchy jakich już nie noszę.
Polska jest dziwnym krajem, a zjeździłem całą Europę, byłem w kilkudziesięciu krajach, w kilku mieszkałem po rok i dłużej, poznając lokalne slangi. W Polsce młodzi ludzie są otwarci, pełni zaufania, uczciwi, ale nie da sę tego powiedzieć o tych starszych. Ci starsi nie pomagają innym i sobie nawzajem, często spotykałem się z odmową chcąc od nich coś otrzymać.
W Polsce jest wg mnie spisek gerontów przeciwko młodym. Wiele starszych osób nie wykonuje swojej pracy dobrze, są niedouczeni mimo zajmowania wysokich stanowisk, bo dostali się tam nie dzięki wiedzy, ale dzięki znajomościom i stażu pracy. To wynikiem ich kiepskiej pracy są zniszczone ulice, krzywe chodniki, zdezelowane tory, brzydkie parki. Ci ludzie mimo wysokich stanowisk są niedouczeni, i są egoistami którym nie zależy na tym by ludziom było lepiej. To przecież tacy niedouczeni, organiczeni urzędnicy w końcu rządzą tym krajem, to przez nich jest taka bieda i zacofanie.
Szkoda, że w Polsce nie mam tak bliskich przyjaciół jak we Francji czy w Niemczech. Tam chyba ludzie byli uczciwsi, bardziej bezinteresowni, i dużo bardziej szczerzy. W Polsce nawet młodzi ludzie nie potrafią obdarzyć przyjaciół pełnym zaufaniem. Jako społeczeństwo przed nami jeszcze długa droga. Cieszę się, że tak wielu młodych ludzi nią podąża, ufając bardziej muzykom niż politykom. To oni dziś są głosem za którym podążają miliony, nawet jeśli ich piosenek nie znajdziesz w sklepie to i tak każdy z mych znajomych je ma, one idą drugim obiegiem, podziemnym, jak za dawnego totalitaryzmu. Myślę sobie że dziś znów mamy totalitaryzm, tylko inny, miękki.
Szkoda, że tym krajem od lat rządzą ludzie wiedzący o ekonomii znacznie mniej niż każdy młody po dobrych studiach ekonomicznych (przecież słyszę ich pomysły), w związku z czym od lat drepczemy niemal w miejscu. Przykro mi, że niemal wszyscy najmądrzejsi młodzi ludzie w tym kraju, jakich znam, uciekli za granicę, ale rozumiem to. Przykre jest też to, że nawet mimo swojej emigracji dalej nie mają szansy się włączyć w życie publiczne, które po prostu nie jest otwarte na młodych i ich zdanie. W mediach są obecni niemal tylko politycy, a gdzie głos zwykłych ludzi? Gdzie głos nas, młodych, z których każdy jest przecież inny? W moim mieście wszystkie w zasadzie media są upolitycznione- lokalne radio, prasa, telewizja to już w ogóle: wszystko to przejęli politycy. Wręcz to oni rządzą lokalnym publicznym radiem i telewizją. Ja nie oglądam tych audycji, nawet nie mam telewizora.
Nikogo nie chcę pouczać, myślę że ludzie sami wybierają jak chcą żyć, szkoda tylko że odbiera im się możliwości wyboru, ja na przykład o swoim sposobie życia wyczytałem w Internecie, po angielsku. Po poznaniu tej kultury czy filozofii wiem że od pieniędzy wolę przyjaciół, muzykę, rodzinę. W Anglii, gdzie mieszkałem, każdy mógł o rasta, i wielu innych wiarach, usłyszeć w radio, było mnóstwo pirackich stacji radiowych. U nas w ogóle chyba trzeba zacząć od mediów, od edukacji ludzi jak być obywatelami, jak wyrażać swoje zdanie, by myśleć o demokracji. Tej lekcji jako społeczeństwo nie przerobiliśmy. Wokół mnie widzę mnóstwo pasywnych ludzi- nie wiem czy to dlatego że są innej wiary, czy to dlatego że nie wiedzą, a może nie wierzą, że mogą coś zmienić?
Reggaemani i wszelkiej maści rastuchy mają w Warszawie coraz lepiej. Nowy soundsystem jakiego dorobiła się tutejsza scena reggae sprawia że tłuką się szklanki, obrazy spadają ze ścian, a w uszach piszczy przez kilka następnych dni. Warszawie do bycia reggaetown na miarę Londynu jeszcze tragicznie sporo brakuje, ale jesteśmy na dobrej drodze.
Nie tak dawno swą premierę w Dobrej Karmie miał Roots Revival Sound System- pierwszy polski sound system z prawdziwego zdarzenia - taki jak te na Jamajcie czy w Wielkiej Brytanii. Ich dzieło życia to zestaw własnoręcznie robionych głośników o mocy 7 tysięcy watów. Dzięki niemu można nie tylko usyszeć, ale i dosłownie poczuć muzykę. Do zżerającej tyle prądu co mała elektrownia i ważącej 19 ton sterty głośników, wzmacniaczy i kabli o nazwie Valve Soundsysystem naszym rodzimym dred-cieślom jeszcze daleko, ale z pewnością dokonali przełomowego kroku na drodze do budzenia przestrachu u panów z miejskiej elektrowni.
Jesli się wybierasz na taki soundsystem to zabierz ze sobą korki do uszu- są naprawdę przydatne. Pod wrażeniem bezkompromisowo głębokich basów kilka razy moje napoje dostały nóg i wzorem lemingów zdecydowały się na skok ze stołu w przepaść. Jak na razie, soundsystem służy głównie miłośnikom dubu i poowoolllneegooo roots-reggae, odbyły się dotychczas naprawdę nieliczne imprezy z tymże sprzętem w roli głównej. Główne filary tej inicjatywy to Jaszol i Rootskontrolla, warszawscy dub-masterzy chcący tutaj promować najlepsze londyńskie i jamajskie brzmienia głębokiego basu.
Polskaliberalna.net
Serdecznie zaprasza
na I imprezę z cyklu
„Spotkania Liberałów”,
która odbędzie się
w niedzielę, 9 listopada 2008
o godz. 18 w klubie „Mandala”
Program:
I panel dyskusyjny: „Media niezależne. Nowa gazeta? Nowy portal internetowy?”
projekt niezależnych mediów. 10 minut wprowadzenia, 20 minut dyskusji
przedstawiciel Krytyki Politycznej
II panel dyskusyjny: „Liberałowie w Polsce. Historia i tradycje”
Trendy liberalne do roku 1919.
Arianie - pierwszy polscy soc-liberałowie. Liberalizm ekonomiczny w okresie międzywojennym
Bracia Niemojowscy – w poszukiwaniu patronów ruchu liberalnego.
III panel dyskusyjny: „Socjalliberalizm, ordoliberalizm czy szkoła austriacka?”
Wprowadzenie: Zawodności rynku, teorie monopoli naturalnych, efekty zewnętrzne, rynki płytkie, regulacja rynku versus idee gospodarcze w polskiej polityce
Podsumowanie dyskusji
od 21 taneczna impreza integracyjna
wstęp wolny