Kraj z koszmarów ojca Rydzyka

Jedyny sklep z dewocjonaliami jaki mi się udalo wypatrzeć w moim kilkustetysięcznym mieście poza sklepem anglikańskim, to biedny stragan sympatycznego rastamana, który jako jedyny sprzedaje cokolwiek wprost na ulicy (poza nim w calym mieście absoltnie nikt niczego więcej nie sprzedaje na ulicach, więc chyba użyl jakis pozaziemskich argumentów by uzyskać pozwolenie). Te dewocjonalia to wisorki, koraliki w kolorach rasta, egzotyczne etiopskie krzyże i m.in. kuruizalna wersja „Ostatniej wieczerzy”, gdzie wszystkie persony oczywiście mają dredy. Ojciec Rydzyk na ten widok pewno obudzilby się zlany potem. Ale i dla jemu podobnych jest miejsce- już za rogiem zasuszony kaznodzieja o wyglądzie egzorcysty straszy niemilym glosem przez megafon, z rozstawionych tablic z napisami zionie ogniem piekielnym, a przechodnie nerwowo przyspieszają kroku. Oto na jednej ulicy pokojowo sąsiadują ze sobą dwie zupenie przeciwstawne modele postrzegania Boga.
Kościól anglikański, mimo że mający status religii państwowej w Królestwie, wcale dzięki temu statusowi nie obronil swego stanu posiadania. Na terenie mojego miasta straszą gmaszyska pustych kościolów otoczonych wianuszkiem nagrobków, których zbytnio nie wypadalo zagospodarować w innych celach. Niektóre kościoly przerobiono na świątynie „ogólne” majace w zamyśle slużyć wyznawcom wszystkich religii, a ich szyldy zawierają oprócz krzyża calą masę egzotycznych dla Polaka symboli religijnych mniejszości, które osiedlily się w Anglii. Inne kościoly, jak ten zaraz kolo mojego domu, chcąc przyciągnąć wiernych, musiay wywiesić wywieszki w stylu: „ten kościól wita każdego bez względu na jego pochodzenie etniczne czy socjalne, albo orientację seksualną. Odrzucamy absolutnie wszelkie formy dyskryminacji”. Dla kogoś z kraju księży rzucających gromy pod adresem mniejszości etnicznych czy seksualnych jest to pewnym szokiem.
Mieszanka etniczna jest niewiarygodna, są tutaj ludzie absolutnie z calego świata. Bamba, czarny jak smola bębniarz, jest gdzieś z Beninu, Fitsum, jeden z moich wspólpracowników, jest z Etiopii, a Nancy, którą tak przezwano ponieważ jej oryginalne imię bylo nie do powtórzenia, jest gdzieś z glębi chin. Ma to sporo zalet: gry na dżembie może mnie uczyć rodowity Senegalczyk, capoeiry brazylijczyk, a glupawe dowcipy w stylu „może choćmy na tą konferencję, na pewno będzie dużo jedzenia” może rzucać pracujący obok mnie Etiopczyk, notabene lepiej sytuowany niż większość Polaków.
Modzież bije wszelkie rekory lamania zlamanego. Mlodzi mężczyźni noszą nieprzyzwoicie obcisle dżinsy, a fryzury mają niekiedy bardziej wyszukane niż kobiece. Dziś widzialem parkę. Chlopak od dziewczyny róznil się tylko twarzą i brakiem biustu, bo fryzury mieli identycznie wyuzdane, a styl ubioru podobny. Faceci potrafią kupować nawet różowe ciuchy. Niektóre skejtszopy wyglądają jak ekskluzywne butiki, oprócz kosmicznie drogich „ulicznych” ciuchów (wystawionych w niewielkich, iście butikowych ilościach) sprzedaje się sztukę grafitti na plótnach za jedyne kilkaset zlotych. Kultura uliczna stala się częścią mainstreamu.
Imprezy biją rekordy. Dni imprezowe zaczynają się w środę, czwartek i ciągną przez caly weekend, trwają cale noce, muzyka rozbrzmiewa od okolo 10 wieczorem, a kończy się dopiero rankiem. Imprezy to ogromny biznes, istna galąź przemyslu, z której wyrósl caly styl zycia. Być może jako ekonomista potrafię odszyfrować przyczyny tutejszej mody na posiadanie poszarpanych i przetartych spodni (np. z wielką dziurą centralnie na zadku): otóż gdy się cale fundusze wydaje na imprezy, to na ciuchy już niewiele zostaje, i być może stąd, z chęci naśladowania nalogowych imprezowiczów w przetartych spodniach, narodzil się kuriozalny styl mody poszarpanego i wymiętego, tych artystycznie podartych i przetartych dzinsów które można kupić za jedyne tysiąc zlotych, oraz w różne warianty podartych i nadszarpanych koszul po kilkaset zlotych.
A gdzież jest Bóg, by choć w części rozwiązać tytulowy dramat ojca Rydzyka, glo
